czwartek, 27 grudnia 2012

Kibice murem za cheerleaderkami z Gdyni --> Asseco Prokom z Koszykarską Rózgą 2012!

Po raz kolejny kibice koszykówki, a zarazem czytelnicy "Koszykówką Żyć" zadecydowali, iż Koszykarska Rózga Roku - podobnie jak 12 miesięcy temu - powędruje do Zarządu Asseco Prokomu Gdynia. 


Tym razem powodem nie był brak gry mistrzów Polski w rundzie zasadniczej Tauron Basket Ligi, a niespodziewane złożenie wypowiedzenia jednej ze swoich największych marek - Cheerleaders Gdynia.

Jednak zwycięstwo w naszym Plebiscycie nie było już tak przekonujące jak rok temu. Wtedy Prokom wygrał różnicą ponad dwustu głosów. Teraz była to liczba zaledwie dwudziestu trzech. 

Na drugim miejscu uplasował się środkowy palec Waltera Hodge'a, który PLK i karę za transparent "Pozdro dla emigracji" wyprzedził zaledwie trzema głosami. Na kolejnych pozycjach znaleźli się PZKosz i Mihailo Uvalin.



Wszystkim, którzy zechcieli wziąć udział w zabawie, serdecznie dziękuję!


sobota, 15 grudnia 2012

Witaj w domu, Kapitanie

Już jutro wielki mecz w Słupsku!

Zmierzą się ze sobą dwa czołowe kluby polskiej ekstraklasy. Zmierzą się drużyny, których ubiegło-sezonowa rywalizacja w play-offach okrzyknięta została jedną z najlepszych w historii ligi. Ale przede wszystkim mecz Czarnych ze Stelmetem to spotkanie pełne sentymentów. Do Słupska wracają bowiem dwaj byli kapitanowie słupskiego klubu - Mantas Cesnauskis i Marcin Sroka. Jednak oczy wszystkich sympatyków słupskiej koszykówki skierowane będą wyłącznie na tego pierwszego. Nad Słupię wraca bowiem ikona. Człowiek, który przez sześć sezonów zdążył zawładnąć sercami setek, jak nie tysięcy, niebiesko-czarno-czerwonych serc. Zawodnik, którego znają tutaj wszyscy. Ale przede wszystkim zawodnik, o którym wszyscy tutaj pamiętają. Witaj w domu, Mantasie!

"Dla mnie to będzie szczególny i wspaniały mecz. Nie mogę się już doczekać, kiedy ponownie wybiegnę na parkiet Hali Gryfia. Spędziłem w Słupsku najlepszy okres w mojej karierze, tu poznałem moją żonę, tu urodziła się moja córka. Energa Czarni zawsze będą ważną częścią mnie." - Mantas Cesnauskis przed jutrzejszym meczem / sportowefakty.pl

Cofnijmy się do roku 2006. To wtedy, zupełnie nieznany nikomu 25-letni litewski koszykarz, trafił do Słupka. Nie wiązano z nim żadnych większych nadziei. Co więcej, po rozegraniu kilku kolejek Cesnauskisa chciano z drużyny Energi Czarnych wyrzucać, i to z wielkim hukiem. I pewnie by się tak stało, gdyby nie pewny mecz i historia jednego rzutu, który w pamięci słupskich kibiców zapisał się na zawsze.


To właśnie Cesnauskis, który właśnie po tym spotkaniu mógł spodziewać się wypowiedziana ze strony Energi Czarnych, wygrał nam wówczas ten mecz, jak i później wiele innych. To jego niesamowity rzuty wyzwalały u kibiców niesamowite emocje. To właśnie jego przywiązanie do klubowych barw, niezwykła otwartość i skromność zarazem spowodowały, że Litwin, a w zasadzie teraz to już Polak - to także podczas gry w Czarnych Cesnauskisowi przyznano polskie obywatelstwo - stał się ulubieńcem tutejszej publiczność. Stał się ikoną. Niepodważalną, niezwykłą, nietuzinkową.

To także w Słupsku Mantas poznał Kingę, ówczesną cheerleaderkę, z którą w czerwcu 2010 roku stanął na ślubnym kobiercu. To także tutaj urodziła mu się córka. Tutaj także zdobył dla Czarnych drugi brązowy medal w historii klubu. I to właśnie to miejsce, jak mówi sam Cesnauskis, zawsze pozostanie mu w sercu.





Niestety, po zakończeniu ostatniego sezonu przyszedł czas rozstania. Przyszedł także czas na pożegnalną rozmowę z Mantasem, którą przeczytać możecie TUTAJ. Rozmowę pełną smutku, być może żalu. Teraz to już jest temat zamknięty. Cesnauskis, podobnie jak my - kibice, rozpoczął nowy etap w swoim życiu. Ale co najważniejsze pamięta o ostatnim rozdziale. A może jeszcze kiedyś do niego powróci...

"Przyjechałem tu jak taki chłopczyk, a wyjeżdżam jako mężczyzna. Dziękuję za daną mi szansę. Dziękuję Prezesowi. Dziękuję kibicom. Przede wszystkim kibicom, z którymi przecież przeżywałem różne momenty - zarówno te złe, jak i te dobre. Ja jednak zapamiętam tylko te lepsze. Zapamiętam te czerwone trybuny, to piekło, ten wspaniały doping, tę wspaniałą atmosferę w Gryfii. Słupsk stał się moim drugim domem, a przecież w sercu zawsze coś pozostaje." - Mantas Cesnauskis po rozstaniu z Czarnymi

Wygrane mecze w ostatnich sekundach.
Wspaniałe i wzruszające derby. 
Upragniony medal. 

6 rozegranych sezonów.
195 spotkań.
4649 minut gry.
2018 zdobytych punktów. 



Ktoś mądry kiedyś napisał, że Mantas Cesnauskis to chyba taki Adam Małysz słupskiej koszykówki. 
Coś w tym jest.

Do zobaczenia w Twierdzy...

środa, 12 grudnia 2012

12 powodów, dla których to Czarni awansują dalej

12.12.12 - data wyjątkowo. Niech też wyjątkowy będzie dzisiejszy dzień. Bo właśnie liczba '12' jest potrzebna słupskiemu zespołowi, aby awansować do kolejnej rundy Intermarché Basket Cup, czyli rozgrywek Pucharu Polski. Tyle punktów straty musi odrobić ekipa Mariusa Linartasa do Anwilu Włocławek. Oto też 12 powodów, dla których tak właśnie się stanie:

  1. Bo Czarni będą chcieli udowodnić, że ich niedzielna wygrana była początkiem odrodzenia
  2. Bo Czarni innego wyjścia nie mają, każda kolejna porażka będzie ich coraz bardziej pogrążała
  3. Bo Czarni kontuzjowani, to Czarni o niebo lepsi 
  4. Bo Czarni już na wcześniejszym etapie będą chcieli 'skopać tyłki' AZS-owi, na który trafić mogą w kolejnej fazie rozgrywek
  5. Bo Czarni będą mieli wsparcie własnej hali 
  6. Bo każdy myślał, że Czarni jak co roku odpuszczą, a oni grają do końca
  7. Bo Yemi Nicholson jest w takiej formie, że nikt go nie zatrzyma  
  8. Bo Oded Brandwein po raz kolejny będzie chciał udowodnić swoją przydatność do drużyny 
  9. Bo Marius Linartas będzie prosił o przerwę na żądanie w odpowiednim czasie, choć powodów ku temu będzie miał bardzo niewiele 
  10. Bo Anwil zanotował ostatnio mocny spadek formy 
  11. Bo Anwil przede wszystkim skupia się na defensywie, co zgubi ich w meczu z Czarnymi, przygotowanymi na szybki atak 
  12. Bo jako kibicowi po prostu nie wypada nie wierzyć w swoją drużynę

wtorek, 11 grudnia 2012

TBL. Dlaczego nie lubimy tutejszych sędziów?

Jakub Zamojski, Janusz Calik i Tomasz Trawicki to najbardziej nielubiani sędziowie Tauron Basket Ligi według czytelników Koszykówką Żyć. Ponad 80% ankietowanych uważa także, iż poziom sędziowania w ekstraklasie koszykarzy jest zły albo bardzo zły.

Wyniki te, które pochodzą z ankiety niegdyś umieszczonej na fanpage'u bloga, zaskakujące jednak nie są. Od dawna bowiem wiadomo, jaki stosunek do arbitrów mają fani, nie tylko zresztą koszykówki. Jednak oprócz piłki nożnej, to właśnie w koszykówce niechęć do nich wydaje się być największa. Ale czy słuszna?

-Wielokrotnie to publiczność myli się gwiżdżąc czy też wyzywając sędziów z trybun. Jednak nie zawsze jest tak, że są oni bez wini. Czasem też sobie na to zasługują. Na pewno kontrowersyjny decyzje arbitrów wyzwalają dodatkowe emocje, dzięki nim tak naprawdę publiczność pobudza się w danym momencie - mówi jeden z koszykarzy, który ze względu na tematykę, woli pozostać anonimowy.  I dodaje: -W PLK problem sędziowania był od zawsze. A najbardziej dziwi fakt, że Ci uważani za najlepszych, tak naprawdę często nie dorównują tym, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki w ekstraklasie. 

Zawodnik, pytany o swoją sympatię do sędziów Tauron Basket Ligi, mówi: -Są tacy, którzy działają mi na nerwy, czują się panami tego świata, ale większość arbitrów jest naprawdę w porządku. Poza meczami to naprawdę sympatyczni ludzie. 

O zdanie na temat polskich arbitrów - w formie sondy - zapytałem także dziewięciu innych zawodników, na co dzień występujących na parkietach PLK. Pytałem o ich ulubionego oraz najmniej darzonego sympatią sędziego, a także poziom sędziowania. Ze względów oczywistych całość ma formę anonimową. 

Co ciekawe sami zawodnicy byli nieco łaskawsi od kibiców. Tylko połowa z nich pracę arbitrów oceniła źle, trzech innych było do niej nastawione w sposób pozytywny, a pozostali dwaj nie mieli zdania. 

Jeżeli chodzi o sędziów najmniej lubianych przez graczy, to bezapelacyjnym zwycięzcą został Tomasz Trawicki (5 głosów). Zawodnicy typowali także Dariusza Szczerbę, Janusza Calika, Jakuba Zamojskiego, Marka Maliszewskiego i Artura Fiedlera. 

Najbardziej lubianym wśród sędziów jest - i tu niespodzianka - Jakub Zamojski (3 głosy). Tuż za nim uplasowali się Piotr Pastusiak (2 głosy) oraz Wojciech Liszka (2 głosy). Typowani byli także Andrzej Zalewski, Marek Ćmikiewicz oraz Tomasz Trawicki. 

Za co tak bardzo nie lubimy polskich sędziów? Przede wszystkim chyba za nieuchronne pomyłki, do których często arbitrzy nie potrafią się w jakikolwiek sposób przyznać. Za brak dystansu do własnej osoby, brak jakiejkolwiek komunikacji z kibicem, czy częstą stanowczość wobec graczy. A może po prostu za ponury wyraz twarzy. 

Takiego z pewnością nie można było zarzucić Karinie Kamińskiej. Arbiter, która w pewnym momencie zawładnęła sercami kibiców. Kobiety niezwykle pogodnej, sympatycznej i otwartej. Ponoć, jak na realia ekstraklasowe, okazała się zbyt słaba. 

Fot. plk.pl/Andrzej Romański

Luzu nie brakuje za to Joey’emu Crawfordowi, jednemu z najbardziej doświadczonych sędziów NBA. Amerykanin stawiany jest również w szeregu najlepszych arbitrów tamtejszej ligi, a także...wśród najmniej lubianych. Zatkał wszystkich, kibice go pokochali, ale czy oby na pewno nie posunął się zbyt daleko? No własnie, gdzie jest ta granica? Kto ją wyznacza? Jak wiele wolno sędziemu?


O tym już niebawem. 

Pozdrawiam, 

Karol.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Stabilnie

Fajnie jest na myśl, że Czarni wygrywają.
Jeszcze fajniej, że teoretycznie są liderami tabeli.
Niefajny jest za to styl tych wygranych.
Zresztą porażek także.

fot. Łukasz Capar, energa-czarni.pl 

Mamy lidera, choć liderem nie jesteśmy. Co więcej, kiedy wszystkie drużyny zrównają się już ze sobą pod względem liczby rozegranych meczów, tabela ulegnie drastycznej zmianie. Najbardziej drastyczna będzie prawdopodobnie właśnie dla Czarnych, którzy będą musieli walczyć o pozostanie w pierwszej szóstce. Na chwilę obecną, kiedy podjęlibyśmy się analizy tabeli, słupski zespół jeszcze by się wybronił. Ale nikt nie wie, co będzie za kilka kolejek. Czy rzeczywistość nie okaże się zbyt brutalna? A może wręcz przeciwnie, będziemy świadkami odrodzenia? Póki co niestety nic nie wskazuje na to drugie. I smutny jest to obraz drużyny Mariusa Linartasa. A może smutny jest po prostu obraz samego trenera, który po raz kolejny - słusznie zresztą - znajduje się na cenzurowanym?

Doprawdy nie pamiętam, kiedy ostatni raz jakakolwiek wygrana była mi tak obojętna, jak ta wczorajsza. I nie ukrywam, piszę to z lekkim zawstydzeniem. Bardzo ciężko ogląda się takie mecze, jak ten z Kotwicą. Tym bardziej, że po raz kolejny gra żadnej z drużyn nie zachwycała. Choć patrząc po wyniku i przebiegu meczu powinno się odnieść wrażenie, że Kotwica zagrała całkiem przyzwoite zawody. W końcu przegrała z najlepszym zespołem ligi różnicą zaledwie czterech punktów. Ba - ten najlepszy zespół prawie pokonała. Odnoszę wrażenie, że piszę to z lekką ironią, choć wcale ironiczny być nie chcę.

O ile kibiców martwić może forma zespołu, o tyle integracja drużyny z kibicami jest naprawdę bardzo fajna. Piszę drużyny, choć w zasadzie na myśli mam raptem kilku zawodników.

I w tym miejscu chciałbym zachęcić do przeczytania bardzo mądrego tekstu Rycha, który już dawno nic nie pisał, a pisze niezwykle inteligentnie. Co prawda nie ze wszystkim w tym tekście się zgodzę, ale jest on bardzo realistyczny, oddaje dość smutną sytuację, w jakiej obecnie się znajdujemy albo też znaleźć możemy. Słuszna refleksja. Polecam!

Wracając do wcześniej wspomnianej integracji.
Pomeczowe spotkania z kibicami stały się już tradycją. Nie zawsze na owych spotkaniach drużyna jest w komplecie, nie zawsze także owe spotkania są przez zawodników traktowane na poważnie. Są tacy, którzy zjawią się dosłownie na minutę - dosłownie - by owe przyjście tylko odbębnić. Jednak są i tacy, którzy przychodzą bo naprawdę chcą, a nawet jak nie chcą, to przyjdą i będą udawać, że im się chce. Bez wątpienia do takich koszykarzy należy trójka Tomaszek, Nicholson, Dabkus. Fantastyczne chłopaki! Wczorajszy wieczór był szczególnie wyjątkowy.

Na owych spotkaniach, oprócz zdobycia autografu czy zrobienia sobie zdjęcia, można także wiele sobie wyjaśnić. Można porozmawiać, podyskutować, pośmiać się. Zresztą do dyspozycji kibiców są nie tylko zawodnicy, często także pracownicy klubu. Ja wczoraj z owej okazji skorzystałem między innymi w przypadku Odeda Brandweina i Roberta Tomaszka.

Z Brandweinem, oprócz typowej pomeczowej pogawędki, zamieniłem także kilka zdań na temat gwizdów, które w trakcie meczu pojawiły się w jego stronę. Gwizdów absurdalnych! Można być niezadowolonym, złym, wściekłym, Można rzucać kurwami na prawo i lewo, ale opanujmy się. Jeżeli problemem jest tylko i wyłącznie słaba forma danego gracza, to owe gwizdy są zupełnie nie na miejscu. Wyobrażacie sobie jak podle w danym momencie musiał czuł się Izraelczyk? A uwierzcie, czuł się.

Z Tomaszkiem to już inna historia. Zapytać chciałem i zapytałem, choć obawy miałem. A zapytałem o to, co wśród wielu fanów wywołało nie małe rozczarowanie osobą Roberta. W zasadzie to odpowiedzi jako takiej nie uzyskałem, bo ten nieźle mnie zakręcił - facet dobry jest w te klocki - ale odczułem, że Robert zdaje sobie sprawę, iż jego wypowiedź była bardzo niefortunna. A zapytałem o wywiad po meczu z AZS-em. Na koniec sam z siebie zapewnił;
-Obiecuję, że w Słupsku skopiemy im tyłki! Dla kibiców. 

I myślę, że to będzie najlepsze zakończenie dzisiejszego wpisu. Byle do przodu!


PS. A na wczorajszym meczu Stelmet Zielona Góra, najbliższy rywal Czarnych, miał swoich szpiegów. Ale za to jakich szpiegów :-)

fot. Łukasz Capar, energa-czarni.pl