poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Drugoligowa gwiazda


Po dwuletniej przerwie do Polski powraca nieco zapomniany już Radosław Hyży, jeden z najpopularniejszych polskich koszykarzy. Zaznaczam - najpopularniejszych, nie najlepszych. Wielka gwiazda i ikona Śląska Wrocław. Słynący z wielu kontrowersyjnych wypowiedzi i zdarzeń, brutalnej gry oraz z charakterystycznego nieładu.

O Hyżym pisać można w nieskończoność. Na pewno w Polskiej Lidze Koszykówki brakuje takiego typu gracza, który swoją obecnością wzbudza emocje zarówno wśród kibiców, zawodników, jak i dziennikarzy. Brakuje, bo Hyży owszem i wraca, i to nawet do ukochanego Śląska Wrocław, tyle, że tego drugoligowego. To właśnie w walce o jego reaktywację Hyży obok Macieja Zielińskiego był najmocniej zaangażowanym z pośród byłych zawodników klubu. Na pewno potencjał i aspiracje zawodnika są większe, jednak ową decyzją o wzmocnieniu barw WKS'u już podjął. I tu powstaje wiele pytań i teori - czemu właśnie II liga? Czy to z utęsknienia do barw WKS'u, szacunku i oddaniu? Czy może po prostu, najzwyczajniej w świecie, Hyży nie miał innych ofert gry? A może i miał, tylko postanowił powoli wycofywać się z koszykówki na wysokim poziomie? Najbardziej pradopodobne jest jednak to, iż na kontrakt Hyżego w II lidze złożyły się po trochu każda z tych wersji. A może jego decyzja o grze w dużo niższej lidze jest spowodowana zupełnie czymś innym? Wiadomo przecież, że we Wrocławiu trwa walka o to, który Śląsk jest bardziej prawdziwy. Nam w tej chwili pozostaje tylko czekać na to, aż przemówi sam zaintereswoany, a przemawiać to on lubi, ba - ze swoich przemówień zresztą słynie.

'Za to można dostać w papę...'


Ostatecznie się nie dostało, a owa wypowiedź Hyżego stała się prawdziwym hitem internetu. Jednak na tym nie było końca. Koszykarz jeszcze nie raz szokował kibiców swoimi wypowiedziami. Ostrymi wypowiedziami. Rimasa Kurtinaitisa nazwał m.in. beznadziejnym trenerem, bez żadnego warsztatu, który faworyzuje amerykanów, a polaków traktuje jak zło konieczne. Potem posunął się jeszcze dalej i obwinił Litwina o to, iż ten poniża i pastwi się nad młodymi koszykarzami. Eugeniuszowi Kijewskiemu (jeszcze jako szkoleniowcowi PBG Basketu Poznań) zarzucił natomiast, iż w sposób żenujący prowadzi swoją drużynę i doprowadza ją ku upadkowi. Leo Beenhakkera nazwał zaś primabaleriną, na którą trzeba dmuchać i chuchać oraz alfą i omegą.

Hyży znany jest również ze swojej boiskowej nadpobudliwości i twardej gry. W jednym z meczów ekstraklasy polak najpierw w brutalny sposób sfaulował Gatisa Jahovicsa, po czym przeszedł się po nim, gdy ten zwijał się na parkiecie z bólu. W rezultacie koszykarz niemalże doprowadził do starcia na pięście pomiędzy zawodnikami obu drużyn.




Hyży często lubi też prowokować swoimi gestami. No i kiedyś sprowokował, włocławskie cheerleaderki:


Były reprezentant polski występował również w drużynie Basketu Kwidzyn, Andreja Urlepa. W tej samej, która w jawny i prymitywny spoób dążyła do jak największej ligowej porażki ze Sportinem Inowrocław. A wszytsko to po to, aby w pierwszej rundzie play-off uniknąć rywalizacji z ówczesnym mistrzem Polski - Asseco Prokomem Sopot. Ostatecznie Basket trafił na Energę Czarnych, którzy łatwo odprawili ich z kwitkiem.

Wielu kibiców nienawidzi Hyżego. Dla wielu jego postać na zawsze mogłaby zniknąć z koszykarskich parkietów. Jedno jest jednak pewne. Hyży to niezwykle barwna osoba, która na pewno w Tauron Basket Lidze mogłaby trochę namieszać. No i do tego jest uwielbiany we Wrocławiu, dla którego jest prawdziwą koszykarską ikoną. Przecież nie jeden mecz Śląskowi już wygrywał...



Niestety, Hyżego na boiskach ekstraklasy zobaczyć nie będziemy mogli. A szkoda. bo tam gdzie się pojawia, zawsze coś ciekawego się dzieje. Jednak usłyszeć, na pewno jeszcze o nim usłyszymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz