środa, 21 listopada 2012

O tym, że warto

Jest godzina po pierwszej nad ranem, czy też jak kto woli po pierwszej w nocy. Właśnie co wróciłem z pomeczowego spotkania z koszykarzami Energi Czarnych, którzy wraz ze swoimi kibicami świętowali szóstą ligową wygraną z rzędu.

fot. Andrzej Romański, plk.pl

Wygraną ciężką, wymęczoną. Wszak trudno, aby po serii tylu rozegranych spotkań w tak krótkim czasie nie być zmęczonym. Zmęczeni byli jednak nie tylko zawodnicy, zmęczeni byli także kibice. Doping tego wieczora był dość specyficzny; ospały, cichy, piknikowy.

Samo spotkanie obyło się bez fajerwerków. Kiepskie widowisko, mili sędziowie, niepełne trybuny. Wtorek, godzina dość wczesna, ludzie zmęczeni po pracy, zmęczeni po szkole. Publiczność mimo że w większości ta sama, co jeszcze dwa dni temu, to jednak jakaś inna. Inna, bo jak na słupskie realia, zdecydowanie zbyt cicha. Ale i tak głośna. Paradoks.

Wygrana! Jest radość, jest duma, są podziękowania. Styl słaby, ale kto dziś patrzył na styl. Liczyło się zwycięstwo.

Zwycięstwo, które nieliczna grupa fanatyków słupskiego klubu świętowała w jednym ze słupskich klubów. Świętowała wraz z zawodnikami, swoimi ulubieńcami, idolami, autorytetami. Świętowała dość długo, biorąc pod uwagę środek tygodnia. Trzeba także zaznaczyć - świętowała spokojnie. Były - jak to zwykle na takich spotkaniach bywa - autografy, wspólnie zdjęcia, pogawędki. Była także nawet wspólna partyjka w kręgle.

Dziś, patrząc na przeszłość, mało kto już pamięta o dotychczasowych idolach - Mantasie Cesnauskisie, Zbyszku Białku, czy choćby Pawle Leończyku. Dziś Słupsk, słupscy kibice, mają swoich nowych idoli.

Robert Tomaszek z kibicami potrafi rozmawiać nawet godzinami. Yemi Nicholson rozbawia ich do łez. Marcin Dutkiewicz rozmawia z nimi dość rzadko, ale zawsze wykazuje się wielką kulturą osobistą. Podobnie Levi Knutson czy Michał Nowakowski. Wojciech Osiński swoją otwartością już dawno zyskał ich sympatię, a jego młody imiennik - Wojciech Jakbubiak - coraz bardziej przywiązuje ich do siebie swoją osobą. Todd Abernethy także wiecznie uśmiechnięty. Valdas Dabkus podchodzi do nich z szacunkiem, a Oded Brandwein z typowym dla siebie luzem. Mateusz Kostrzewski zwykle bywa jakby z boku. Ale z nim także idzie pogadać.

Drużyna oswoiła się już z kibicami, kibice oswoili się już z drużyną. Jest chemia, jest wzajemne wsparcie. To może cieszyć, bo jeszcze kilka tygodni temu nic nie wskazywało na to, że to wszystko potoczy się właśnie w tym kierunku. Właściwym kierunku.

Ostatnimi czasy działania słupskiego Klubu mogły budzić wątpliwość. Teraz wszystko wydaje się iść właściwym torem. To cieszy. Cieszy możliwość integracji, wspólnych rozmów, wspólnych spotkań. Owszem, nie wszystko jest idealne, ale gdyby idealne było, byłoby nudne. Oby tak dalej!

---

Przy okazji owego wpisu chciałbym także podziękować za każdego maila, którego mam okazję od Was dostawać. Bez względu na to, czy jest on przychylny mojej osobie, czy też nie. Ostatni trafił na moją skrzynkę pocztową dosłownie kilkanaście minut temu. Napisała go Sandra, która dopiero co polubiła blog na jego fejsbukowym fanpage'u. Mail naprawdę miły, wzruszył mnie. Nie będę ujawniał tu jego treści, bo nie widzę takiej potrzeby, ale chciałbym publicznie za niego serdecznie podziękować. Tego typu wiadomości, Droga Sandro, naprawdę pozwalają mi uwierzyć, że to co robię czy też piszę, nie idzie na marne. Że ktoś to czyta, i czytać chce. Że warto. Naprawdę dziękuję.

---

Pozdrawiam Was Kochani bardzo serdecznie, 

Karol. 

Do usłyszenia niebawem!

1 komentarz:

  1. sądzę, że nie tylko moja imienniczka Sandra, ale duuużo więcej osób szanuje Twoją pracę, i to jak to robisz, a robisz to genialnie :) pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń