środa, 9 maja 2012

W cztery oczy z Pawłem Kikowskim

-Cześć Paweł, jesteś może jeszcze w Słupsku?
-Tak, jestem. A o co chodzi?
-Słuchaj, znalazłbyś jakoś czas na wywiad, taki podsumowujący sezon?
-Nie ma sprawy, kiedy? 

Padło na wtorek. Po raz kolejny popularny "Kiko" dał się poznać z najlepszej strony. Niezwykle otwarty, przesympatyczny, jak zawsze uśmiechnięty, a do tego skromy, ale za to szczery. Rozmawialiśmy dość długo. O wszystkim i o niczym. Był czas na wspomniane podsumowanie sezonu, była też chwila na luźniejszą pogawędkę. Paweł, jak na profesjonalistę przystało, na pytania odpowiadał cierpliwie i dość wyczerpująco. Wydaje mi się, że wyszedł nam z tego całkiem fajny i ciekawy wywiad. Zresztą, oceńcie sami!


Przede wszystkim cieszy mnie fragment dotyczący wychowanków klubu, a bardziej to, że ktoś bezpośrednio związany z drużyną dał do zrozumienia (wprost powiedziane nie było), że w Słupsku niestety, ale na młodzież się nie stawia. Piszę o tym jednocześnie polecając mój wcześniejszy tekstodnośnie właśnie tego tematu.

Paweł to ponadto cholernie ambitny człowiek. Mam nadzieję, że nie będzie miał mi on za złe, jak zdradzę, że w  jego planach na okres wakacyjnej przerwy jest zatrudnienie osobistego trenera. Zdaje on sobie sprawę, że miniony sezon nie był dla niego szczytem marzeń i chce zrobić jak najwięcej, aby ten najbliższy był powrotem do formy sprzed lat. Życzę mu tego z całego serca. Jeśli chodzi o resztę, zapraszam do lektury wywiadu.


Karol Sadowski: Miniony sezon w wykonaniu Energi Czarnych uznałbyś za porażkę?
Paweł Kikowski: Nie do końca była to nasza zupełna porażka, ale z pewnością półfinał był w naszym zasięgu. Wszyscy w drużynie żałujemy, że nie udało się nam do niego awansować. Tragedii jednak też nie było. Piąte miejsce to nie jest wynik, który mógłby nas w straszny sposób zdołować. Niesmak jednak pozostał i to dość duży. Pięć meczów z Zieloną Górą, prowadziliśmy 2-1 i przegrać takie coś, to nie jest fajne uczucie. Szczególnie, że w czwartym spotkaniu półfinał mieliśmy już praktycznie w kieszeni.

Co według Ciebie zaważyło na dwóch ostatnich przegranych z Zastalem? W obu tych spotkaniach byliście przecież o krok od wygranej?
Generalnie zagraliśmy bardzo słabą pierwszą połowę w piątym meczu, zresztą w czwartym także. I to chyba przede wszystkim zaważyło na naszych porażkach. Trzeba także przyznać, że Zastal miał dość dużo szczęścia w końcówkach, my niestety niekoniecznie. Ogólnie nasza seria była niezwykle wyrównana - dwie dogrywki, dwa mecze na styku i tylko jeden, kończący się naszą dość wyraźną przewagą. Równie dobrze to wszystko mogło się skończyć wynikiem 3-0 dla jednej z drużyn.

Porażka w czwartym spotkaniu, gdzie tak naprawę witaliście się już z półfinałem, miała dla Was zapewne duże znaczenie przed tym decydującym starciem. Nie czuliście się po niej rozbici psychicznie?
Nie, raczej nie. Powinniśmy spojrzeć na to trochę inaczej, to Zastal dostał dodatkowej energii. Wiedzieliśmy, że straciliśmy swój parkiet, a to był nasz ogromny atut. Do Zielonej Góry jechaliśmy z myślą, że będzie bardzo ciężko, w końcu Zastal gra u siebie wyśmienicie. Różowo na pewno nie było i niestety różowo także się nie skończyło.

W ostatnim meczu dwukrotnie schodziłeś z parkietu kulejąc. Za drugim razem wyglądało to już znacznie gorzej i więcej już nie pojawiłeś się na boisku. Przyznam szczerze, że chyba nigdy nie widziałem Ciebie tak wściekłego. Co to dokładnie był za uraz i jak obecnie się czujesz?
W pierwszej połowie podkręciłem nogę, bolało dość mocno. Tak, byłem zły, ale wiedziałem, że to piąty mecz i trzeba spróbować dalszej gry. Wszedłem z powrotem na parkiet, jakoś biegałem, starałem się normalnie grać. Jednak pech chciał, że drugi raz podkręciłem kostkę i to był definitywny koniec. Ból był już zbyt duży. Wiedziałem wówczas, że już nie dam rady.


W Słupsku uznanie kibiców zdobyłeś sobie dzięki niezwykłej otwartości, ale także wielkiemu sercu do walki. Według Dainiusa Adomaitisa nie wszyscy jednak walczyli tak, jak Ty.
Wychodzę z założenia, że każdy zawodnik powinien patrzeć na siebie. Ja zawsze daje z siebie maksimum, nie zawsze jednak mi to wychodzi. Staram się jak mogę, walczę i nigdy się nie poddaję. Choćby było 20 punktów straty, ja będę grał do końca. Taki już jestem. Może wynika to z tego, że tak mnie uczyli rodzice, brat, pierwsi trenerzy, wszyscy dookoła. Nigdy nie można się poddawać.

Z słów trenera oraz Stanleya Burrella wynikało, że w drużynie tworzyły się grupki. Można było także domyśleć się, iż wewnątrz zespołu miejsce miały wzajemne spięcia. Potwierdzisz bądź też zaprzeczysz tej tezie?
Wydaję mi się, że to co dzieje się w drużynie, nie powinno wychodzić poza nią. Stanley mówi różne rzeczy, które według mnie częściowo są nieprawdziwe, w niektórych zaś rzeczywiście ma trochę racji, jednak to powinno pozostać w drużynie, a on sam nie powinien się z tym obnosić. Każdy ma swój program. Stanley uważa, że jest profesjonalistą, ja także za takiego się miewam. Tylko, że profesjonaliści moim zdanie nie wynoszą takich rzeczy z szatni.

Energa Czarni jako jedyny klub grający w TBL nie dokonał w trakcie sezonu żadnych roszad w składzie. Jaki według Ciebie wpływ mogło to mieć na postawę zespołu?
Z jednej strony to dobrze, w końcu mamy do czynienia ze stabilizacją składu. Fakt jest jednak taki, że ciągle dużo mówiło się, że będą zmiany, a z drugiej strony owe spekulacje szybko były ucinane. Ostatecznie żadnych roszad w składzie nie było. Ja dalej sądzę, że mieliśmy dość szeroki skład. Dziewięciu zawodników do gry i trochę młodszy Patryk, który dawał z siebie wszystko, kiedy ja byłem kontuzjowany. Jest jeszcze przecież równie waleczny Wojtek Osiński. Skład był wystarczający. Zastal miał przecież krótszą rotację, a mimo to zdołał nas pokonać. Powinniśmy po prostu lepiej grać.


Twoim zdaniem drużynie brakowało lidera?
Niby go nie było, wiem jednak, że Stanley Burrell chciał być takim liderem. Wydaje mi się, że w tej drużynie był tak zrównoważony skład, że wszyscy zawodnicy, którzy grali, potrafili grać i nie prezentowali podwórkowego poziomu. Myślę, że tu chodziło o całość aniżeli o wykreowanie danego zawodnika.

Przed sezonem mówiło się, że słupszczanie mają jeden z najsilniejszych, jak nie najsilniejszy polski skład w lidze. Jednak to, co miało być naszym atutem, tak naprawdę nie do końca nim było.
Nie będę zaprzeczał, że jeśli chodzi o polaków, to nasze statystyki były słabe. Tak naprawdę każdy zawodnik oprócz Stanleya Burrella miał je gorsze od poprzedniego sezonu. Nie wiem...tak nagle wszystkim nam zabrano talent? To jest trochę dziwne.


Dalszą część wywiadu znajdziesz TUTAJ 

fot. Łukasz Capar/gp24.pl

3 komentarze:

  1. Miałem kiedyś okazję zamienić słówko z Pawłem, równy z niego gość!

    OdpowiedzUsuń
  2. wiecie może gdzie on mieszka/ gdzie często chodzi?

    jestem jego przeogromną fanką i chciałabym sobie zrobić z nim zdjęcie/ poprosić o autograf ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Drużyna zapewne odwiedzi do końca maja jeszcze kilka szkół. Zgłoś się do klubu, myślę, że nie będzie problemu z dowiedzeniem się jakich, a tym samym porozmawiania z Pawłem, zrobienia sobie z nim zdjęcia...

    OdpowiedzUsuń