poniedziałek, 14 maja 2012

Tydzień w pigułce: 7-13 maja

Miniony tydzień rozpoczął się od sensacyjnego transferu Tiny Charles do Wisły Can-Pack Kraków. Amerykanka to aktualna mistrzyni świata z reprezentacją USA, a także jedna z najlepszych koszykarek WNBA z poprzedniego sezonu. Jednak to nie koniec wielkich kontraktów w Krakowie. Władze klubu zapowiadają kolejne znakomite nazwiska, a wszystko to w celu stworzenia drużyny marzeń, która z powodzeniem będzie walczyła o największe trofea w Europie.

W poniedziałek rozpoczęła się także rywalizacja w drugiej półfinałowej parze Tauron Basket Ligi. W pierwszym meczu Trefla z PGE Turowem górowali goście. Świetne zawody rozegrało sopockie trio - Koszarek, Dylewicz, Turek. Cała trójka zdobyła łącznie dla gospodarzy aż 61 punktów i 20 zbiórek.

We wtorek portal polskikosz.pl podał informację, jakoby Igor Griszczuk, były szkoleniowiec między innymi Energi Czarnych Słupsk i Anwilu Włocławek, miał objąć stanowisko trenera pierwszoligowej SIDEn Toruń. Informacji tej nie udało mi się potwierdzić.

Tego samego dnia rozegrano także drugi mecz półfinałowy pomiędzy Asseco Prokomem a Zastalem Zielona Góra. Podobnie jak w niedzielę, zwyciężyli gdynianie. Po raz kolejny świetne zawody rozegrał Jerel Blassingame, który zanotował dla swojego zespołu aż 14 asyst! Po drugiej stronie bardzo dobrze zagrał Walter Hodge, autor 25 punktów.



8 maja to także dzień, w którym zakończyła się epoka Nar Zanolina, jako Sekretarza Generalnego FIBA Europe. Jeden z najważniejszych ludzi europejskiej koszykówki został odwołany na posiedzeniu członków Komitetu Wykonawczego FIBA Europe. Zadecydowało głosowanie.

W środę koszykarze Trefla Sopot wyrównali stan rywalizacji z PGE Turowem o finał Tauron Basket Ligi. Zwycięstwo trójmiejskiej drużyny przyćmił nieco jej rozgrywający, a zarazem największa gwiazda - Łukasz Koszarek. Jego "Walę tróję" stało się hitem internetu!



W tym samym dniu poznaliśmy drugiego finalistę I ligi. W decydującym starciu o awans do ekstraklasy zmierzą się ze sobą koszykarze Rosy Radom i Startu Gdynia.

W środę na portalu NiceSport.pl pojawił się także mój obszerny wywiad z Pawłem Kikowskim, byłym już koszykarzem Energi Czarnych. Rozmawialiśmy między innymi o nieszczęsnej serii z Zastalem Zielona Góra, kolegach z drużyny, domniemanych spięciach wewnątrz zespołu, trenerze Adomaitisie, słupskiej młodzieży, nowych przepisach PLK, swoich typach na wielki finał oraz planach na przyszłość. Zachęcam do lektury. O tutaj 
"(...) Każdy po bokach mówił, że nie gramy fajnej koszykówki. My to nazwaliśmy "błotem". Fakt, że wygrywaliśmy spotkania i byliśmy w tym błocie całkiem nieźli." - Paweł Kikowski 

Kolejnego dnia potwierdziły się doniesienia mówiące o zatrudnieniu Mirosława Noculaka, obecnie komentatora TVP Sport, jako szkoleniowca Lotosu Gdynia. Wielu informacja ta zaskoczyła, a zdania na temat słuszności decyzji władz trójmiejskiej drużyny są podzielone.
"Mirosław Noculak pomagał nam i w dużej mierze przyczynił się do największych sukcesów męskich zespołów GTK Gdynia w ostatnim sezonie. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie równie owocna w przyszłości przy żeńskim zespole seniorek." - Mieczysław Krawczyk, Prezes Lotosu Gdynia dla polskikosz.pl 

W piątek poznaliśmy pierwszego finalistę Tauron Basket Ligi, którym została ekipa Asseco Prokomu Gdynia. Aktualni mistrzowie kraju zaskakująco łatwo poradzili sobie z tegoroczną niespodzianką PLK, drużyną Zastalu Zielona Góra. Trzeci mecz wygrali różnicą 13 "oczek", a po raz kolejny kibiców zachwycił swoją postawą Jerel Blassingame. Tym razem 23 punkty i ponownie 14 asyst.

Rywalizacja Asseco Prokomu z Zastalem miała fatalny skutek dla Marcina Fliegera, koszykarza ekipy z Zielonej Góry. Polak w trakcie trwania trzeciego spotkania skręcił nogę i najprawdopodobniej do końca sezonu nie zagra już w żadnym meczu.

W sobotę natomiast rozpoczęła się walka o ekstraklasę koszykarzy pomiędzy wcześniej wspomnianymi Startem Gdynia i Rosą Radom. W pierwszym meczu niespodziewanie zwyciężyli goście, którzy wygrali w stosunku 67:82. Znakomite zawody rozegrał Artur Donigiewicz, autor 28 punktów i 9 zbiórek.

Tego samego dnia odbył się trzeci mecz półfinałowy Turowa z Treflem. Tym razem minimalnie lepsi okazali się sopocianie, których do wygranej poprowadził Filip Dylewicz, zdobywca 17 punktów i 11 zbiórek.

Najwięcej emocji czekało nas jednak w niedzielę. Zaczęło się od przyznania tytułu MVP rundy zasadniczej NBA dla LeBrona Jamesa. Drugie miejsce zajął Kevin Durant, a trzeci był Chris Paul. Kolejno tytuł Mistrza Polski Kobiet U-18 zdobyły zawodniczki INEA AZS Poznań, które w finale pokonały VBW GTK Gdynia 72:64. Fenomenalne zawody rozegrała Daria Marciniak, która zanotowała dla swojej drużyny 26 punktów i uwaga, aż 29 zbiórek! Brązowe medale wywalczyły także koszykarki z Poznania, tym razem tamtejszego Muks-u.

Niedziela to także drugi mecz finału I ligi. Tym razem dość pewnie zwyciężył Start Gdynia (73:56). Teraz rywalizacja przenosi się do Radomia. A kiedy jedni biją się o ekstraklasę, inni walczą o awans do pierwszej ligi. I w ten oto sposób, niemalże o tej samej porze, koszykarze Śląska Wrocław, tego prawdziwego Śląska, wywalczyli przepustkę na zaplecze Tauron Basket Ligi. A oto w jaki sposób Hyży i spółka świętowali swój sukces.



Największym wydarzeniem wczorajszego dnia był jednak sensacyjny triumf Olympiakosu Pireus nad CSKA Moskwą w finale Euroligi. A wszystko to dzięki celnemu rzutowi Georgiosa Printezisa na 0.7 sekund przed końcem spotkania.



środa, 9 maja 2012

W cztery oczy z Pawłem Kikowskim

-Cześć Paweł, jesteś może jeszcze w Słupsku?
-Tak, jestem. A o co chodzi?
-Słuchaj, znalazłbyś jakoś czas na wywiad, taki podsumowujący sezon?
-Nie ma sprawy, kiedy? 

Padło na wtorek. Po raz kolejny popularny "Kiko" dał się poznać z najlepszej strony. Niezwykle otwarty, przesympatyczny, jak zawsze uśmiechnięty, a do tego skromy, ale za to szczery. Rozmawialiśmy dość długo. O wszystkim i o niczym. Był czas na wspomniane podsumowanie sezonu, była też chwila na luźniejszą pogawędkę. Paweł, jak na profesjonalistę przystało, na pytania odpowiadał cierpliwie i dość wyczerpująco. Wydaje mi się, że wyszedł nam z tego całkiem fajny i ciekawy wywiad. Zresztą, oceńcie sami!


Przede wszystkim cieszy mnie fragment dotyczący wychowanków klubu, a bardziej to, że ktoś bezpośrednio związany z drużyną dał do zrozumienia (wprost powiedziane nie było), że w Słupsku niestety, ale na młodzież się nie stawia. Piszę o tym jednocześnie polecając mój wcześniejszy tekstodnośnie właśnie tego tematu.

Paweł to ponadto cholernie ambitny człowiek. Mam nadzieję, że nie będzie miał mi on za złe, jak zdradzę, że w  jego planach na okres wakacyjnej przerwy jest zatrudnienie osobistego trenera. Zdaje on sobie sprawę, że miniony sezon nie był dla niego szczytem marzeń i chce zrobić jak najwięcej, aby ten najbliższy był powrotem do formy sprzed lat. Życzę mu tego z całego serca. Jeśli chodzi o resztę, zapraszam do lektury wywiadu.


Karol Sadowski: Miniony sezon w wykonaniu Energi Czarnych uznałbyś za porażkę?
Paweł Kikowski: Nie do końca była to nasza zupełna porażka, ale z pewnością półfinał był w naszym zasięgu. Wszyscy w drużynie żałujemy, że nie udało się nam do niego awansować. Tragedii jednak też nie było. Piąte miejsce to nie jest wynik, który mógłby nas w straszny sposób zdołować. Niesmak jednak pozostał i to dość duży. Pięć meczów z Zieloną Górą, prowadziliśmy 2-1 i przegrać takie coś, to nie jest fajne uczucie. Szczególnie, że w czwartym spotkaniu półfinał mieliśmy już praktycznie w kieszeni.

Co według Ciebie zaważyło na dwóch ostatnich przegranych z Zastalem? W obu tych spotkaniach byliście przecież o krok od wygranej?
Generalnie zagraliśmy bardzo słabą pierwszą połowę w piątym meczu, zresztą w czwartym także. I to chyba przede wszystkim zaważyło na naszych porażkach. Trzeba także przyznać, że Zastal miał dość dużo szczęścia w końcówkach, my niestety niekoniecznie. Ogólnie nasza seria była niezwykle wyrównana - dwie dogrywki, dwa mecze na styku i tylko jeden, kończący się naszą dość wyraźną przewagą. Równie dobrze to wszystko mogło się skończyć wynikiem 3-0 dla jednej z drużyn.

Porażka w czwartym spotkaniu, gdzie tak naprawę witaliście się już z półfinałem, miała dla Was zapewne duże znaczenie przed tym decydującym starciem. Nie czuliście się po niej rozbici psychicznie?
Nie, raczej nie. Powinniśmy spojrzeć na to trochę inaczej, to Zastal dostał dodatkowej energii. Wiedzieliśmy, że straciliśmy swój parkiet, a to był nasz ogromny atut. Do Zielonej Góry jechaliśmy z myślą, że będzie bardzo ciężko, w końcu Zastal gra u siebie wyśmienicie. Różowo na pewno nie było i niestety różowo także się nie skończyło.

W ostatnim meczu dwukrotnie schodziłeś z parkietu kulejąc. Za drugim razem wyglądało to już znacznie gorzej i więcej już nie pojawiłeś się na boisku. Przyznam szczerze, że chyba nigdy nie widziałem Ciebie tak wściekłego. Co to dokładnie był za uraz i jak obecnie się czujesz?
W pierwszej połowie podkręciłem nogę, bolało dość mocno. Tak, byłem zły, ale wiedziałem, że to piąty mecz i trzeba spróbować dalszej gry. Wszedłem z powrotem na parkiet, jakoś biegałem, starałem się normalnie grać. Jednak pech chciał, że drugi raz podkręciłem kostkę i to był definitywny koniec. Ból był już zbyt duży. Wiedziałem wówczas, że już nie dam rady.


W Słupsku uznanie kibiców zdobyłeś sobie dzięki niezwykłej otwartości, ale także wielkiemu sercu do walki. Według Dainiusa Adomaitisa nie wszyscy jednak walczyli tak, jak Ty.
Wychodzę z założenia, że każdy zawodnik powinien patrzeć na siebie. Ja zawsze daje z siebie maksimum, nie zawsze jednak mi to wychodzi. Staram się jak mogę, walczę i nigdy się nie poddaję. Choćby było 20 punktów straty, ja będę grał do końca. Taki już jestem. Może wynika to z tego, że tak mnie uczyli rodzice, brat, pierwsi trenerzy, wszyscy dookoła. Nigdy nie można się poddawać.

Z słów trenera oraz Stanleya Burrella wynikało, że w drużynie tworzyły się grupki. Można było także domyśleć się, iż wewnątrz zespołu miejsce miały wzajemne spięcia. Potwierdzisz bądź też zaprzeczysz tej tezie?
Wydaję mi się, że to co dzieje się w drużynie, nie powinno wychodzić poza nią. Stanley mówi różne rzeczy, które według mnie częściowo są nieprawdziwe, w niektórych zaś rzeczywiście ma trochę racji, jednak to powinno pozostać w drużynie, a on sam nie powinien się z tym obnosić. Każdy ma swój program. Stanley uważa, że jest profesjonalistą, ja także za takiego się miewam. Tylko, że profesjonaliści moim zdanie nie wynoszą takich rzeczy z szatni.

Energa Czarni jako jedyny klub grający w TBL nie dokonał w trakcie sezonu żadnych roszad w składzie. Jaki według Ciebie wpływ mogło to mieć na postawę zespołu?
Z jednej strony to dobrze, w końcu mamy do czynienia ze stabilizacją składu. Fakt jest jednak taki, że ciągle dużo mówiło się, że będą zmiany, a z drugiej strony owe spekulacje szybko były ucinane. Ostatecznie żadnych roszad w składzie nie było. Ja dalej sądzę, że mieliśmy dość szeroki skład. Dziewięciu zawodników do gry i trochę młodszy Patryk, który dawał z siebie wszystko, kiedy ja byłem kontuzjowany. Jest jeszcze przecież równie waleczny Wojtek Osiński. Skład był wystarczający. Zastal miał przecież krótszą rotację, a mimo to zdołał nas pokonać. Powinniśmy po prostu lepiej grać.


Twoim zdaniem drużynie brakowało lidera?
Niby go nie było, wiem jednak, że Stanley Burrell chciał być takim liderem. Wydaje mi się, że w tej drużynie był tak zrównoważony skład, że wszyscy zawodnicy, którzy grali, potrafili grać i nie prezentowali podwórkowego poziomu. Myślę, że tu chodziło o całość aniżeli o wykreowanie danego zawodnika.

Przed sezonem mówiło się, że słupszczanie mają jeden z najsilniejszych, jak nie najsilniejszy polski skład w lidze. Jednak to, co miało być naszym atutem, tak naprawdę nie do końca nim było.
Nie będę zaprzeczał, że jeśli chodzi o polaków, to nasze statystyki były słabe. Tak naprawdę każdy zawodnik oprócz Stanleya Burrella miał je gorsze od poprzedniego sezonu. Nie wiem...tak nagle wszystkim nam zabrano talent? To jest trochę dziwne.


Dalszą część wywiadu znajdziesz TUTAJ 

fot. Łukasz Capar/gp24.pl

niedziela, 6 maja 2012

Nie takich półfinałów chcemy

Jeżeli emocji brakuje na trybunach, to ciężkie także o nie na boisku. Niestety, taki obrazek przyszło nam dziś oglądać podczas pierwszego półfinałowego starcia Asseco Prokomu Gdynia z Zastalem Zielona Góra. I mimo że końcówka spotkania była bardzo wyrównana, to mi osobiście ani razu adrenalina nie podskoczyła. Jednej z przyczyn dość "ciężkiego" oglądania transmisji telewizyjnej z tego meczu można także dopatrywać się w fatalnym komentarzu Mirosława Noculaka i Piotra Sobczyńskiego. Przyznam, że raczej zawsze obu Panów słuchać lubiłem, jednak obecnie idzie przy nich usnąć. Zupełnie inaczej ma się sprawa z niedawno pozyskanym przez TVP Markiem Rudzińskim. Tego człowieka słuchać mógłbym wiecznie. Wyzwala niesamowite emocje, żyje meczem i przede wszystkim wchłania widza. Zaryzykuję stwierdzenie, że ostatnio pobity rekord oglądalności Tauron Basket Ligi w TVP Sport (decydujące starcie Zastalu z Energą Czarnymi, które obejrzało ok. 62 tysięcy widzów) to poniekąd zasługa także jego osoby. Wszak Ryszard Łabędź również dawał radę. I kiedy niemal wszyscy kibice narzekają na duet Panów Noculaka z Sobczyńskim, jak i zarzucają im, że swoim komentarzem bardziej zabijają aniżeli wyzwalają emocję w trakcie trwania meczu, zaś co chwile słychać głosy podziwu dla wspomnianego Rudzińskiego, to w transmisjach TVP Sport osoba byłego komentatora Eurosportu gości rzadko. A szkoda, wielka szkoda.

fot. Wojciech Figurski/plk.pl

Przygnębiał także obraz pustki na trybunach. Starcie przecież nie było rozgrywane w tygodniu, wręcz przeciwnie, jest niedziela, idealny dzień do spędzenia czasu w rodzinnym gronie np. właśnie na meczu. Tymczasem do gdyńskiej hali widowiskowo-sportowej zawitały garstki kibiców. Eee, kibiców?

Nikomu nic nie ujmując to jednak nie mogę doczekać się, kiedy rywalizacja przeniesie się na bardzo gorący teren do Zielonej Góry i wreszcie nabierze smaczku. Takiego prawdziwego, półfinałowego. Póki co jestem rozczarowany właśnie tym wspomnianym barkiem emocji; na trybunach, na boisku, w komentarzu. Ale poczekajmy, przecież to raptem jedno spotkanie.

Wokół meczu
1. Jeżeli gra Asseco Prokom to z przyczyn wiadomych dużo mówi się o arbitrach. Dzisiejsze starcie mistrza Polski z Zastalem sędziowali Panowie - Kudlicki, Pastusiak, Zapolski. Ponoć nie dali rady. Zarzut żadna nowość - faworyzowanie mistrza. Swoją drogą kibice już obstawiają, w którym z meczów zobaczymy choćby p.Zamojskiego. Przyjmuje się, że w piątym, jeśli do takiego w ogóle dojdzie.

2. Mistrzowie Polski dokładnie w 35. minucie stracili wszystko z 18-punktowej przewagi, jaką wypracowali sobie jeszcze w połowie drugiej kwarty. Mimo to udało im się zwyciężyć.

3. W pojedynku liderów obu drużyn: Blassingame-Hodge oraz Motiejunas-Archibeque jest remis, 1:1. W starciu rozgrywających górował gracz Asseco Prokomu, który zanotował dla swojej drużyny aż 31 punktów i 7 asyst, zaś cyferki Hodge'a to kolejno 23 i 4. Natomiast w rozgrywce podkoszowych zdecydowanie lepiej wypadł zawodnik Zastalu. 9 punktów i 3 zbiórki Motiejunasa przy 25 punktach i 8 zbiórkach Archibequea to pikuś.


PS. Zachęcam wszystkich do oddania głosu w nowej ankiecie bloga, którą tradycyjnie znajdziecie w prawym bocznym menu. Tym razem chciałbym Was zapytać o to, jakiej pary oczekiwalibyście w finale TBL?

Tymczasem przedstawiam wyniki ostatniej ankiety:

Dla kogo mistrzostwo Polski? (wszystkich głosów: 197)

Energa Czarni Słupsk - 56 głosów
Trefl Sopot - 50 głosów
Asseco Prokom Gdynia - 38 głosów
Zastal Zielona Góra - 21 głosów
PGE Turów Zgorzelec - 20 głosów
Anwil Włocławek - 8 głosów
Inny zespół - 4 głosy

czwartek, 3 maja 2012

To koniec

Ktoś musi przegrać, żeby ktoś inny mógł wygrać. W myśl tej zasady we wczorajszy wieczór koszykarze Energi Czarnych Słupsk zakończyli zmagania w sezonie 2011/12. Przegrali dramatyczną serię pięciu meczów z Zastalem Zielona Góra. Przegrali wojnę, w której zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki.



Na wojnie nie ma nagrody za drugie miejsce. Na wojnie się wygrywa albo przegrywa, żyje albo umiera – a decyduje się to w mgnieniu oka. Na wojnie ten wygrywa, kto najmniej błędów popełnia. Nie ma mowy o chwili zwątpienia. Nie ma mowy o słabszej dyspozycji. Nie ma mowy o braku walki. Taka właśnie jest wojna.

Nie tak to wszystko miało wyglądać. To boli, boli jak cholera. Nie wykorzystaliśmy danej nam szansy. Teraz mamy pięciomiesięczne wakacje. Tyle tylko, że ja pieprzę takie wakacje!

Tym, którzy mogą sobie po wczorajszym spotkaniu powiedzieć Tak, walczyłem do upadłego - dziękuję z całego serca. Dziękuję za wysiłek, jakim się wykazali. Za hart ducha i zaangażowanie. Dziękuję za walkę, tak po prostu. To koniec sezonu, koniec marzeń o medalu. Wszystkie żale już na nic się zdadzą, więc sensu ich wyrażania nie widzę. Na analizy zaś przyjdzie jeszcze czas.

Wciąż nie dochodzi do mnie, że to koniec. Niby wszystko to takie proste, niby wszystko ma określone swoje miejsce. Najwyraźniej dla nas jednak tego miejsca zabrakło. Zabrakło półfinału.

Tymczasem chciałbym podziękować całej Drużynie za zakończony już sezon (jak to dziwnie brzmi, kiedy mamy dopiero 3 maja). Wszystkim i każdemu z osobna. Chciałbym podziękować Stanleyowi Burrellowi - mam nadzieję, że będę miał jeszcze okazję uczynić to prywatnie - za niesamowitą energię, jaką dostarczał kolegą z drużyny i nam, kibicom. Jednocześnie chciałbym go przeprosić, że był w Słupsku tak przez nas niedoceniany. Szacunek dla niego za to, ile dobrego dał drużynie podczas tegorocznego play-off. Mówią, że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy. Stan, jesteś prawdziwym mężczyzną! Chciałbym podziękować Scottowi Morrisonowie, bo widać, że temu chłopu zależało. Łzy po przegranej z pewnością nie były udawane, ale ja dalej sądzę, że jego potencjał nie do końca został wykorzystany. Chciałbym podziękować Davidowi Weaverowi i Darnellowi Hinsonowi za twardą i nieustępliwą grę. Chciałbym podziękować Mantasowi Cesnauskisowi za szósty już z kolei sezon w naszej drużynie. Prawdopodobnie najsłabszy ze wszystkich, ale liczę, że za rok będzie lepiej. Podobnie jak liczę na to, że w drużynie pozostanie Paweł Kikowski. Mu także serdecznie dziękuję za ogrom pracy, jakim popularny Kiko wykazywał się w trakcie sezonu. Przesympatyczny człowiek, niezwykle otwarty, a do tego piekielnie ambitny. Bez względu na to, czy Paweł zostanie w Słupsku czy nie, to życzę mu powodzenia w dalszej karierze i najbliższego sezonu jak za dawnych lat. Wszak absolutnie na to zasługuje. Chciałbym również podziękować Krzysztofowi Roszykowi, jak dla mnie najlepszemu defensorowi ligi. Liczę, że w październiku znowu się spotkamy. Chciałbym podziękować także Pawłowi Leończykowi i Zbigniewowi Białkowi. Obaj sezonu do udanych zaliczyć nie mogą, ale dziękuję za walkę. Dziękuję także Wojtkowi Osińskiemu, Szymonowi Długoszowi i Patrykowi Przyborowskiemu za to, że dzięki nim mogliśmy przeżywać w Gryfii i nie tylko w Gryfii, tyle wspaniałych emocji. Dziękuję.

Dziękuję naszemu sztabowi szkoleniowemu - Dainiusowi AdomaitisowiMariusowi LinartasowiMirkowi Lisztwanowi. Dziękuję za pracę, ciężką pracę, jaką wykonywali w trakcie trwania rozgrywek. Dziękuję Dawidowi Bocianowi, który dwoił się i troił w celu regeneracji sił wszystkich koszykarzy. Dziękuję Grzegorzowi Klinowi za świetny debiut w klubie oraz Grzegorzowi Ślusarowi za wszelką pomoc z jego strony. Dziękuję za współpracę Marcinowi Sałacie i Mateuszowi Kaźmierczakowi. Dziękuję Prezesowi Twardowskiemu.

Najbardziej jednak chciałbym podziękować Wam, drodzy Kibice. Szczególne podziękowania dla wszystkich wyjazdowiczów. Dzięki za wspólne podróże - te bliskie, dalekie i bardzo dalekie. Dziękuję za tysiące, dziesiątki tysięcy, wspólnie przebytych kilometrów.

Dziękuję także Drużynie i Kibicom z Zielonej Góry. Zespołowi za wspaniałą rywalizację, imiennie - Urosowi Mirkoviciowi, Walterowi Hodge'owi i Kamilowi Chanasowi - za piękny gest z ich strony po wczorajszym meczu. Zielonogórskim fanom gratuluję zaś niesamowitej atmosfery, jaką stwarzają podczas meczów Zastalu. Wszystkim Wam życzę medalu, najlepiej tego złotego.



Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna !


(fot. Łukasz Capar) 

wtorek, 1 maja 2012

Krótka refleksja

To może być ostatni mecz sezonu. Może, ale być nie musi. Równie dobrze może to być piękny wieczór, który wprawi nas w stan euforii, da przepustkę do upragnionego półfinału Tauron Basket Ligi. To, czego nie udało się koszykarzom Energi Czarnych w niedzielę, może udać się już jutro. Do tego potrzebna jest jednak pełna koncentracja i wiara, której u wielu niestety brakuje. Cztery sekundy, jakie dzieliły słupszczan podczas ostatniego meczu od strefy medalowej PLK wielu wprawiły w osłupienie. Wielu załamało się końcowym rezultatem, straciło wspomnianą wiarę. Ja także. Jednak dziś wstałem rano z myślą, że za chwilę może stać się i tak, że w Słupsku pozostaniemy pięć miesięcy bez koszykówki. Pięć paskudnych miesięcy! Dlatego w naszą środową wygraną wierzyć muszę. I mimo że cholernie obawiam się najbliższego meczu, wszak takiego stracha, jakiego mam w chwili obecnej, nie miałem chyba nigdy dotychczas, nawet, kiedy zdobywaliśmy brązowe medale, to uwierzyłem. Łatwo na pewno nie będzie, w końcu Zastal to zespół godny miejsca, w którym znajduje się teraz. Pewne jest także, że z zielonogórską drużyną, jak i jej fanami, już więcej w obecnych rozgrywkach nie przyjdzie nam się spotkać. Dlatego warto docenić tę wspaniałą, choć niekoniecznie zawsze w duchu fair-play, rywalizację. Fakt, było mnóstwo prowokacji, niepotrzebnych słów i gestów, ale taki jest już sport. Za uszami mają oba obozy - koszykarze, trenerzy, osoby bezpośrednio związane z klubem, kibice. Szczerze wyrażam jednak nadzieję, że bez względu jaki by nie był końcowy rezultat jutrzejszego starcia, to po ostatnim gwizdku sędziego zarówno zawodnicy, szkoleniowcy - Uvalin z Adomaitisem oraz fani, podadzą sobie ręcę. Razem, my i oni, stworzyliśmy ekscytującą serię pojedynków, którą aż żal byłoby kończyć bez pojednania. Pomijając już kwestię, kto kogo nazwał "pussy", kto kogo wzywał na "fight", kto komu pokazał "fucka", kto komu kazał się wynosić i kto kogo zwyzywał. Emocje w tej rywalizacji niejednokrotnie sięgały zenitu, każdy miał prawo wybuchnąć. Ważne jednak, by po wszystkim docenić klasę rywala, podziękować sobie i rozejść się w pokoju. W końcu mecze z Zastalem to najlepsza z możliwych promocji, jaka mogła spotkać ekstraklasę koszykarzy w tegorocznym play-off. Oba świetnie grające zespoły i to jeszcze z miast, gdzie koszykówka traktowana jest jak świętość. Niech wygra lepszy, ja zaś mogę tylko wierzyć, że będzie to drużyna ze Słupska. I Wam też proponuję uwierzyć. W końcu mówi się, że

WIARA 

CZYNI 

CUDA



To jest ten dzień, w którym bierzesz tylko zwycięstwo