sobota, 7 grudnia 2013

Polpharmo, obudź się!

9 meczów. 8 porażek. Tylko jedno zwycięstwo. 776 straconych punktów. Zdobytych o 138 mniej. Dwunasta pozycja w tabeli. Ostatnia. W składzie jeden z najlepszych graczy PLK - Cezary Trybański. Oprócz niego jedni z lepszych skrzydłowych ligi - Michael Hicks i Mujo Tuljković. Ponadto potrafiący grać naprawdę dobrą koszykówkę - Bartosz Sarzało, Daniel Wall, Łukasz Paul, Grzegorz Kukiełka oraz świetnie rokujący Kacper Radwański. Nowe twarze? Miały dawać nadzieję, że na Kociewiu będą bić się o górną szóstkę tabeli: potężny Serb Nikola Jeftić, doświadczony rozgrywający z Litwy Linas Lekavičius oraz jego rodak, dopiero stawiający kroki w prawdziwej koszykówce, Ovidijus Varanauskas. Skład ciekawy, dobrze aspirujący, z niezłym wydawać by się mogło trenerem na ławce. Wyniki za to fatalne. Tak źle w Polpharmie nie było od dawna.


Pytam znajomych ze Starogardu Gdańskiego co się dzieje, że zespół gra tak beznadziejnie? Jeden kolega pyta, czy są jakieś łatwiejsze pytania, sugerując jednocześnie, że to będzie ostatni sezon Polpharmy w PLK. Drugi, że nie zna odpowiedzi na to pytanie, ale chętnie zapadłby się pod ziemię. Nawet znajoma dziennikarka nie potrafi stwierdzić, co jest nie tak. Dodaje tylko, że boli.

Polpharmo, obudź się! Chciałoby się wykrzyczeć. Przecież potrafisz grać, jak nas do tego przyzwyczaiłaś. Może nie na poziomie tych najlepszych, ale na pewno nie tak, że jak byłaby możliwość spadków z ligi, Ty byłabyś teraz najpoważniejszym kandydatem ku temu. Potrafiłaś pokonywać mistrza Polski, bić się jak równy z równym z wicemistrzem, ogrywać brązowych medalistów, wszak trzy lata temu sama zdobyłaś brąz. W chwili obecnej, w kompromitującym stylu, ulegasz najsłabszym. Doświadczeni koszykarze, jakich masz w składzie, wyglądają na zawodników, którzy stawiają pierwsze kroki w ekstraklasie, a nie są w niej od dobrych kilku lat.

Potrzeba wstrząsu. A może chodzi o rozmowę, szczerą rozmowę? Może problem nie tkwi w formie zawodników, a sedno sprawy po prostu leży w ich głowach? Może potrzeba jest zdecydowana interwencja Prezesa Olszewskiego? A może taka już była, ale nie przyniosła żadnego skutku? Może sprawę w swoje ręce powinni wziąć kibice? Najlepiej jednak będzie, jak każdy z zawodników sam sobie wykona rachunek sumienia, na najbliższym meczu spojrzy w trybuny i pomyśli: -Warto to zrobić dla tych ludzi. Dla tych, którzy poświęcają swój czas, energię i pieniądze, by nas oglądać, by nas dopingować. Zrobię to. Zrobimy.

Może temu zespołowi po prostu brakuje motywacji? Najlepiej zapytać o to samych koszykarzy. Ale czy uzyskamy prawdziwą odpowiedź? Czy oni sami w ogóle wiedzą, co się z nimi dzieje?


Trzymam za Was kciuki, Kociewie...

czwartek, 5 grudnia 2013

Przed derbami. Witajcie z powrotem!

To będzie dla mnie wyjątkowo paskudna niedziela. Mam jednak wielką nadzieję, że zakończy się hukiem otwieranego szampana, tak, że cała Warszawa usłyszy!


Pierwszy raz od lat nie wiem już ilu, pierwszy raz odkąd znam znaczenie słowa "derby", tak naprawdę pierwszy raz od rozpoczęcia mojej przygody z koszykówką, przyjdzie opuścić mi mecz z Koszalinem. Dwoiłem się i troiłem, poruszyłem niebo i ziemię, a jednak nie wyszło. Spotkanie, które wprawia mnie w stan kibicowskiego szaleństwa, spotkanie, na kilka dni przed którym chodzę cały naelektryzowany, a wszyscy wkoło uspokajają mnie, obejrzę przed cholernym odbiornikiem telewizora. Chciałoby się powiedzieć: Na szczęście w ogóle go obejrzę.

Derby. Czym one są w dzisiejszym świecie? Co roku ta sama formułka: "Przygotowujemy się do nich, jak do każdego innego spotkania". Ale nie, w głębi serca, głowie, to inne spotkanie niż wszystkie inne. Prawie tak samo dla zawodników, jak kibiców. Tej pasji w tym, co się robi oraz tej chęci zwycięstwa, udowodnienia wyższości nad lokalnym rywalem, często też, jak w tym przypadku, największym ligowym wrogu, nie da opisać się słowami. Kiedy już podczas takiej właśnie rywalizacji wychodzisz na boisku to nie myślisz o tym, kto jest jest faworytem, kto ile meczów wygrał dotychczas, kto jakich zawodników ma w składzie. Myślisz tylko o wygranej, o poczuciu spełnionego obowiązku, tak - obowiązku, o pięciu zawodnikach, których mógłbyś zagryźć w danej chwili.

Do dziś, jak ktoś pyta mnie o ważność derbów odpowiadam tak, jak niegdyś odpowiedział mi Wujek, który zabierał mnie na moje pierwsze mecze w hali Gryfia. Zresztą tak właśnie odpowiada każdy kibic, którego o to zapytamy:

-Wujku, a dlaczego te derby są tak bardzo ważne?
-Bo widzisz synu, panuje taka zasada, że możemy przegrać wszystkie mecze w sezonie, wszystkie, ale nie te z Koszalinem. Tutaj walka toczy się nie o dwa punkty, a o honor. 

Czy wiedziałem wówczas, czym jest honor? Jeżeli nie, to z pewnością dowiedziałem się tego po tym właśnie spotkaniu.

Derby to czas wyjątkowy dla każdego fana. Bo to mecze pełne walki, zaangażowania, często mecze nieczystych zagrań, wojna charakterów. Spotkania pomiędzy AZS-em Koszalin a Czarnymi Słupsk są tym bardziej wyjątkowe, gdyż już od dawna zapisały się jako koszykarska rywalizacja najgorętsza ze wszystkich z ligowego terminarza. Czy ktoś pamięta pojedynek sprzed dwóch laty, kiedy to Czarne Pantery przegrywały po pierwszej połowie 20-stoma punktami (i to na własnym boisku!), a z parkietu schodziły jako zwycięzcy? Tej walki, tego zapału, tego niewiarygodnego trzęsienia ziemi, jakie miało wówczas miejsce w słupskiej hali Gryfia, nie da opisać się słowami. Spotkanie to na długo zapadło w pamięć kibicom, a jego echa przez kilka dni odbijały się w mediach. Jeżeli ktoś chciałby sobie przypomnieć tamte wydarzenia, zapraszam na kanał bloga na YouTube !

Wzajemne prowokacje, docinki i zapowiedzi są już widzialne w internecie od dłuższego czasu. Atmosfera derbów podgrzewa się z godziny na godzinę. Rywalizacja już się zaczęła, ale końcowego zwycięzcę poznamy dopiero niedzielnym wieczorem. Kto to będzie? Większość stawia na Czarnych, ale pamiętajmy, że derby rządzą się swoimi prawami. Niemniej jednak innego scenariusza nawet sobie nie wyobrażam.

Tymczasem wszystkim wyjazdowiczom chciałbym życzyć bezpiecznej drogi, zdrowego gardła i mega dużo cierpliwości, bo tej w Koszalinie nigdy za wiele. Obyśmy już za trzy dni wspólnie mogli cieszyć się z tej jakże niezapomnianej chwili triumfu.


Kłaniam Wam się nisko!


PS. To mój pierwszy wpis od prawie pół roku. Mam nadzieję, że dzisiejsza wyjątkowa okazja do wyskrobania czegoś jest tylko zapoczątkowaniem mojego powrotu do blogowania. Koniec z tym lenistwem! Trzymajcie się!



wtorek, 25 czerwca 2013

#RAZEM MOŻEMY WIĘCEJ!

Kochani!!!

Jak już pewnie większość z Was wie, z dniem dzisiejszym Władze Polskiej Ligi Koszykówki postanowiły częściowo wycofać się z pomysłu karania Klubów, które nie dysponują halami na minimum 3 tysiące widzów. Wspólnie odnieśliśmy mały sukces! Wspólnymi siłami potrafiliśmy przeciwstawić się tak kuriozalnemu przepisowi, który dosadnie uderzał w nasze ukochane Kluby. Po raz kolejny udowodniliśmy, że Razem Możemy Więcej!



Z tej okazji chciałbym niezwykle gorąco podziękować każdej osobie, która włączyła się do naszego apelu. Chylę przed Wami czoła! Jak już wcześniej pisałem, serce rośnie widząc Wasze zaangażowanie w walce z patologicznymi, bo trzeba nazwać to po imieniu, przepisami. Serce rośnie widząc, jak bez względu na przynależność klubową, wszyscy razem potrafimy zjednoczyć się w słusznej idei.

Podziękowania kieruję także w stronę wszystkich Mediów, które zechciały zainteresować się całą sprawę. Specjalne podziękowania dla Redakcji serwisu SportoweFakty.pl, która problem z halami uznała za szczególnie wart uwagi.

Dziękuję także wszystkim Koszykarzom i Działaczom Sportowy, którzy przyłączyli się do naszej akcji.

Nie mam pojęcia, w jakim stopniu wywarła ona wpływ na decyzję Zarządu PLK, ale i tak Wszyscy jesteście wspaniali!

Na wstępie pisałem, że jest to nasz mały sukces. Dlaczego tylko "mały"? Owszem, PLK ugięła się, poszła na kompromis, wzięła pod uwagę głos kibiców, a raczej obawiała się wszelakiej kompromitacji i nienawiści jaka mogłaby ją spotkać w niedalekim czasie. Owszem, kar nie będzie. Ale tylko częściowo. Z oświadczenia, jakie dziś wydała liga, wynika bowiem, że problem wciąż istnieje i w dalszym ciągu dotyka przynajmniej dwa Kluby z PLK. Dlaczego?
"Wymogiem do gry w ekstraklasie koszykarzy będzie od sezonu 2013/2014 korzystanie z hali na 2000 miejsc. W drodze wyjątku kluby czasowo mogą korzystać z mniejszych obiektów - powyżej 1200 miejsc - ale tylko w miastach, które rozpoczęły budowę większej hali. "
Oznaczałoby to, że kary wciąż uderzają w Kotwicę Kołobrzeg i Jezioro Tarnobrzeg. Teoretycznie najbiedniejsze Kluby. Dlatego nie spoczniemy na laurach, dopóki nie odniesiemy pełnego sukcesu! Nasza akcja wciąż trwa, cały czas możecie przyłączać się do niej. List także będzie, w nieco innej formie niż początkowo przypuszczano, ale będzie. Walczmy o dobro innych, bo oni walczyli o dobro nasze!

Na sam koniec chciałbym pogratulować samej PLK! Że częściowo poszło po rozum do głowy, choć niechęć, jaką do siebie przez ten czas wywołała, jest ogromna. Prosimy o więcej, prosimy o jeszcze jedno przeanalizowanie całej sytuacji i wzięcia pod uwagę sytuacji finansowej, w jakiej znajdują się Ci najbiedniejsi, dla których kara 150. tysięcy złotych może okazać się gwoździem do trumny.

Jeszcze raz wielkie dzięki dla Wszystkich, którzy dołączyli i wciąż dołączają się do naszego apelu!

#RAZEM MOŻEMY WIĘCEJ

piątek, 21 czerwca 2013

Apel do Władz PLK!!!

Kochani!

Od niespełna kilkunastu godzin pod tym adresem dostępna jest nasza akcja protestacyjna wobec kolejnego kuriozalnego pomysłu Władz PLK, które nakazują Klubom nie spełniającym wymogu hali mogącej pomieścić minimum 3 tysiące widzów na zapłacenie kar w wysokości od 100 do nawet 150 tysięcy złotych! W innym przypadku owy Klub nie otrzyma prawa gry w ekstraklasie mężczyzn. Przepis ten dotyczy aż siedmiu drużyn, z czego aż 5 z nich to zespoły z małych ośrodków sportowych, co roku borykający się z różnymi problemami finansowymi.

My - kibice, dziennikarze, zawodnicy, działacze sportowi, ludzie związani z koszykówką - sprzeciwiamy się owemu pomysłowi i apelujemy do Władz PLK o wycofanie się z tego jakże niesprawiedliwego i pogrążającego wiele Klubów pomysłu.

Do naszego apelu dołączają różne znakomitości polskiej koszykówki. Wspierają nas już między innymi: Maciej Zieliński, Jarosław Zyskowski, Mateusz Kostrzewski, Dawid Przybyszewski czy Krzysztof Krajniewski.

Z dnia na dzień nasza akcja nabiera także charakteru medialnego. Dziś piszą o nas między innymi na łamach SportowychFaktów, jednego z największych serwisów sportowych w Polsce.

Wszystkich chętnych, którzy w jakikolwiek sposób mogą spowodować, iż o naszym apelu zrobi się jeszcze głośniej, serdecznie do tego namawiamy i z góry dziękujemy.

Tylko w ciągu niespełna 20. godzin do naszego protestu przyłączyło się aż 1000 osób!!!


Poniżej przedstawiam treść naszego apelu:


W związku z coraz liczniej pojawiającymi się głosami krytyki oraz apelami ze strony Klubów Tauron Basket Ligi, postanowiliśmy utworzyć wydarzeni mające na celu wyrażenie naszej negatywnej opinii co do kolejnego kontrowersyjnego posunięcia ze strony Władz Polskiej Ligi Koszykówki.

Mowa tu o jednym z zapisów regulaminu PLK, z którego wynika, że każdy Klub, którego hala będzie mniejsza niż na 3 tysiące widzów, będzie dopuszczony do rozgrywek PLK tylko i wyłącznie pod warunkiem, że zapłaci do kasy ligi karę w wysokości od 100 do 150 tysięcy złotych. 

Takiemu pomysłowi przeciwstawił się już między innymi Prezes Energi Czarnych Słupsk Pan Andrzej Twardowski. Słupski Klub jest wśród siedmiu drużyn PLK, które nie spełniają owych wymagań. Co ciekawe to właśnie słupska Gryfia była procentowo najbardziej wypełnioną koszykarską halą w Polsce. Ale co to za argument? 

Przepis ten uderza we wszystkie Kluby, które z przyczyn niezależnych od siebie, nie są wstanie mu podołać. I o ile Czarni to budżetowy średniak, to co powiedzieć mają takie Kluby, jak chociażby: Kotwica Kołobrzeg, ROSA Radom, Start Gdynia, Polpharma Starogard Gdański czy Jezioro Tarnobrzeg? Wiadomo także, że czym mniejsza miejscowość tym dużo uboższy Samorząd, którego nie stać na tak wielkie inwestycje, jak wymagana hala z widownią nie mniejszą niż 3 tysiące. Uważamy więc, że obarczanie tak potężnymi karami większość drużyn Tauron Basket Ligi, jest niezwykle niesprawiedliwe. Co więcej, liga zamiast próbować w jakiś sposób pomagać owym Klubom, woli doprowadzać do ich rozpadu. 

Kluby, które i tak muszą przejść przez szereg innych weryfikacji, z którymi także wiążą się różnego typu opłaty czy kaucję. 

Dlaczego inne rozgrywki sportowe nie mają z tym problemu? Na przykład w męskiej siatkówce, która w Polsce jest sportem dużo bardziej popularniejszym aniżeli koszykówka, niemalże połowa drużyn dysponuje halami mniejszymi niż na 3 tysiące osób i nikt nie robi z tego problemu. W piłce ręcznej podobnie. Tam większość drużyn gra w halach o pojemności tylko nieco większej niż 1 tysiąc! I co więcej, tam nikt nie każe im za to płacić!

Po raz kolejny Władze Ligi próbują żerować, bo jak inaczej to nazwać, na mniejszych ośrodkach sportowych, które i tak mają wystarczająco dużo problemów finansowych w porównaniu do innych Klubów z dużo bardziej rozwiniętych miast. Po raz kolejny także ktoś tu zapomina, że to właśnie dzięki tym ośrodkom sportowym koszykówka w naszym kraju nie upadła jeszcze tak nisko, jak upaść by mogła. 

Dla tego my - kibice, dziennikarze, działacze sportowi, ludzie związani z koszykówką - apelujmy do Władz Ligi o wycofanie się z tak kuriozalnego pomysłu i wzięcia pod uwagę potrzeb Klubów oraz wreszcie ich wspierania. Choćby po przez anulowanie owego zapisu Regulaminu PLK. 

Jednocześnie apel ten jest naszym głosem sprzeciwu wobec negatywnych działań Polskiej Ligi Koszykówki względem wszystkich Klubów w niej grających.


#RAZEM MOŻEMY WIĘCEJ


DOŁĄCZ DO NAS!!!

czwartek, 18 kwietnia 2013

To koniec Celeja?

Tomasz Celej nie jest typem boiskowego rozrabiaka. Wszak cechuje go inteligencja, spokój, poszanowanie dla rywala. A jednak dał się ponieść emocją. I to tak, jak nigdy dotychczas w swojej zawodowej karierze. Karierze, która najprawdopodobniej właśnie dobiegła ku końcowi.

Dwa lata dyskwalifikacji i kara finansowa w wysokości 10.000zł, to skutek brutalnego incydentu, do jakiego  zawodnik Startu Lublin dopuścił się w spotkaniu przeciwko Śląskowi Wrocław. Najpierw dwukrotnie, w dość radykalny sposób, rozprawił się ze swoim przeciwnikiem, za co wyleciał z boiska. Zaraz potem wymierzył "sprawiedliwość" sędziemu, w twarz którego posłał swoją pięść (do obejrzenia pod tym linkiem)."Sprawiedliwość', bowiem naoczni świadkowie nie kryją ogromnego oburzenia w związku z ewidentnym sędziowaniem pod Śląsk. Sam zawodnik, jak i klub, także dość wyraźnie wyraża swoją opinię w tej kwestii. Ale...

Przepraszał. Przeprasza. I zapewne wciąż będzie przepraszał za swoje naganne zachowanie. Oficjalnie i mniej oficjalniej. Póki co to pierwsze:
"Nie mam najmniejszych wątpliwości, że moje zachowanie było absolutnie naganne i nigdy nie powinno mieć miejsca. Nie znajduje dla siebie żadnego usprawiedliwienia, tym bardziej, że jako doświadczony zawodnik w każdej meczowej sytuacji powinienem przestrzegać zasad fair play, zwłaszcza wiedząc, że gram w drużynie z ludźmi młodymi, którzy dopiero uczą się sportu i boiskowego savoir vivre'u. (...) Natychmiast po zdarzeniu, mając świadomość bezsensowności popełnionego pod wpływem skrajnych emocji czynu, podszedłem do sędziego, chcąc go przeprosić. Nie dyskutowałem ze słuszną decyzją, wykluczenia mnie z dalszej części meczu, wiedząc, że sędziowie nie mogli zachować sie inaczej. Po zakończeniu spotkania raz jeszcze próbowałem rozmawiać z arbitrem, który uczestniczył w zajściu, by przeprosić za swoje zachowanie - ale rozumiem jego odmowę. Spotkałem się z komisarzem spotkania i wyjaśniłem okoliczności zajścia. Jest mi ogromnie przykro, ze na koniec mojej kariery sportowej stałem sie wbrew swoim chęciom, a za sprawą niepotrzebnych emocji negatywnym bohaterem meczu"

 No właśnie, kariery. A jaka była kariera Celeja?

Tomasz Celej w objęciach Andrzeja Pluty.

Tomasz Celej swoją przygodę z koszykówkę rozpoczynał w Lublinie. Tutaj także chciał ją zakończyć, i jak można już w tej chwili przypuszczać, udało mu się to uczynić. Zawodnik występował także w Unii Tarnów, AZS-ie Koszalin, Zniczu Jarosław, czy Anwilu Włocławek. Ma także kilka epizodów za granicą: w Niemczech i na Węgrach. Celej to także były kadrowicz, między innymi za czasów Andrzeja Kowalczyka. Ponadto w 2010 roku, jako reprezentant gospodarzy, wziął udział w konkursie rzutów za trzy punkty Meczu Gwiazd TBL. Przegrał tylko z samym Andrzejem Plutą, siedmiokrotnym triumfatorem owego konkursu. Teraz żegna się z koszykówką. Przynajmniej na dwa lata. Czy wróci? Wątpliwe. Choć jak sam pisze, chciałby godnie zakończyć swoją karierę.

"Mam świadomość, że ze względu na mój wiek, kara dyskwalifikacji wykluczająca mnie z rozgrywek ligi koszykówki będzie de facto oznaczała, że nie wrócę już do czynnego uprawiania sportu. 
Będąc w pełni świadomym naganności popełnionego przeze mnie wykroczenia i jego konsekwencji nie kwestionuję zasadności kary. Zwracam się jednak do Pana Prezesa z uprzejmą prośbą o taki jej wymiar, który pozwoli mi – przez wzgląd na ponad dwudziestoletni staż zawodniczy i umiejętności, którymi mógłbym wspierać jeszcze lubelską koszykówkę – na godne zakończenie mojej kariery sportowej"

Niestety, PZK-osz nie doszukał się żadnych okoliczności łagodzących. W tej sytuacji chyba możemy być pewni pożegnania tylko i wyłącznie symbolicznego. Szkoda. Legenda Celeja jest duża. Szacunek do niego ma ogromna rzesza ludzi. De facto kilka sekund przekreśliło jednak to, na co Celej pracował całe życie. Koszykarski autorytet.

Mimo zachowania absolutnie nieprzystającemu sportowcowi - czapki z głów, Panie Tomaszu! Za wszystkie te lata gry. Oby to godne pożegnanie jeszcze nastąpiło.

wtorek, 19 marca 2013

Kibic kibicowi bratem

Na co dzień można się wzajemnie nienawidzić, publicznie obrażać i walczyć pomiędzy sobą. Jednak w chwilach, gdzie potrzebna jest jedność, solidarność oraz wzajemna pomoc, wszyscy kibice - bez względu na przynależność klubową - stają się jak jedna wielka rodzina. I to jest piękne w sporcie, piękne w byciu kibicem. Nie wszyscy to rozumieją, nie wszyscy mogą to akceptować. Bo kibicowanie to nie tylko doping i dobra zabawa, to radość i smutek, to styl życia.

Rankiem całą kibicowską Polską wstrząsnęła wiadomość o tragicznym wypadku, wracających z meczu, fanatyków Lechii Gdańsk. Dwie osoby nie żyją, kilkanaście wciąż pozostaje w szpitalu, w tym kilka jest w stanie ciężkim. Kibice z całej Polski (nie tylko piłki nożnej, także koszykówki) składają kondolencje, wyrazy współczucia i biegną z pomocą. A biegną do najbliższych punktów krwiodawstwa. Tak jest w Warszawie, tak jest w Gdańsku, tak jest w Gliwicach, tak jest w Krakowie, tak jest w Gdyni, tak jest we Włocławku, tak jest w Słupsku i wielu innych miastach Polski. Po raz kolejny ponad podziałami!

fot. Michał Fludra

Kibicowska jedność już nie raz dawała znać o sobie. Sam kiedyś miałem okazję uczestniczyć w tej jedności podczas jednego z wyjazdów, gdzie mieliśmy przykrą okazję uczestniczyć w wypadku, tuż przed naszym celem, jakim była wrocławska hala Orbita. O całej sytuacji pisałem tutaj.

Kibice potrafili się jednoczyć także w walce przeciwko Rządowi, który nie tylko, że zamykał im stadiony, ale od dłuższego czasu stosował względem nich coraz większą represję. Wspólne protesty bywały także w środowisku koszykarskim, gdzie kibice domagali się odejścia z PZKosz Romana Ludwiczuka.

Jedność powstawała także w celu dojścia prawdy i sprawiedliwości, tak jak to było przy okazji śmierci kibica Czarnych z 1998 roku czy - czternaście lat później - fanatyka Falubazu Zielona Góra.

Świadkiem jedności kibiców byliśmy także przy okazji śmierci Jana Pawła II, kiedy wrogo do siebie nastawieni fani Cracovii i Wisły, uczestniczyli we wspólnych mszach i pochodach.

Kibicowską jedność mogliśmy także oglądać przy okazji aresztu fanów Jagiellonii w Salonikach. To właśnie tam pięcioro z nich zostało zatrzymanych za "zakłócenie porządku publicznego", a grecki sąd ukarał ich aresztem. Wspólna akcja fanów pozwoliła zebrać wystarczającą kwotę na pomoc zatrzymanym w Grecji.

Natomiast kibice koszykówki ponad podziałami byli po pobiciu koszykarzy AZS-u Koszalin. Solidarność wyrażali między innymi po przez tego typu transparent:

fot. Łukasz Capar

Od wielu lat dwa niezwykle wrogo do siebie nastawione obozy kibicowskie. A jednak, wszelkie wzajemne niechęci w takich chwilach schodzą na dalszy plan. I właśnie to czyni sport oraz życie kibicowskie tak pięknymi.

Na podziękowania ze strony koszalińskiego klubu nie trzeba było długo czekać:


Informacje dla chcących oddać krew dla kibiców Lechii:

Krew możecie oddawać w miejscu Waszego zamieszkania. Ważne by podczas jej oddawania podkreślić, iż jest to krew dla kibiców poszkodowanych w wypadku autokaru.

Jak podaje przedstawiciel Lwów Północy osoby, które będą oddawały krew muszą podać, że oddają na: Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Bydgoszczy.

Aby oddać krew należy mieć ukończone 18 lat. Przy oddawaniu krwi bierzcie koniecznie pokwitowanie i przesyłajcie je do Stowarzyszenia Kibiców Lechii Gdańsk.

poniedziałek, 18 marca 2013

PLK wyciąga konsekwencje

AZS Koszalin w miniony piątek wysoko pokonał Kotwicę Kołobrzeg. Jednak jak się okazało mecz ten swój finał znalazł dopiero dziś, trzy dni po jego zakończeniu. A finał jest taki, że oficjalnie meczu nie było. Absurd?


Na pierwszy rzut oka mogłoby się tak wydawać. Ale piątkowe spotkanie ma swoje drugie dno. Wszystkiemu winni są Polacy, a w zasadzie jeden Polak. 

Sześciu - tyle zawodników posiadających polski paszport powinno być wpisanych do meczowego protokołu. Tymczasem okazało się, że Kotwica zdołała ich "uzbierać" tylko pięciu. A to wbrew regulaminowi ligi, który jasno mówi, że naruszenie właśnie tej Zasady Rozgrywania Meczów jednoznacznie wiążę się z przyznaniem walkowera drużynie przeciwnej. 

I tak też się stało. Sama sobie winna całej tej sytuacji może być Kotwica, która być może o owym przepisie po prostu zapomniała. Ale najbardziej absurdalnym jest fakt, że mimo jasnego regulaminu, spotkanie to w ogóle się odbyło. Do jego rozpoczęcia nie powinien dopuścić Komisarz Zawodów (był nim Wacław Woźniewski), który czuwa nad prawidłowym przebiegiem meczu i przestrzeganiem zasad jego rozegrania, określonych w przepisach PZKosz, PLK, Oficjalnych Przepisach Gry w Koszykówkę i innych powszechnie obowiązujących przepisach prawa. Nie powinien, ale dopuścił. Czyli zaniechał swoich obowiązków, w związku z czym powinien ponieść tego konsekwencje. A więc pytam Ligę, czy ta w ogóle zajmie w tej kwestii jakiekolwiek stanowisko. Odpowiedź, na przekór ostatnim artykułom prasowym, uzyskuję błyskawicznie. Jak brzmi?

Komisarz meczu AZS Koszalin - Kotwica Kołobrzeg został odsunięty od pracy w PLK

Liga wyciąga wnioski, ale i wyciąga konsekwencje. I to wobec swoich pracowników! To zaskoczenie. Jednak cała ta kompromitująca sytuacja po raz kolejny powoduje, iż kibice i dziennikarze zastanawiają się, po co w ogóle jest Komisarz Zawodów? Zwykle podczas meczu nie reaguje nawet wtedy, kiedy wie, że zareagować powinien. 

A czy PLK w jakikolwiek sposób kontroluje liczbę reakcji Komisarza Zawodów podczas meczów Tauron Basket Ligi, a także, czy zajmuje się oceną pracy Komisarza?

PLK organizuje, kontroluje i ocenia pracę komisarzy. Zajmuje się tym Wydział Sędziowsko-Komisarski PLK. Należy pamiętać, że komisarz nie jest czwartym sędzią na boisku. Podczas meczu zajmuje się nie tylko oceną sędziów, ale ma także wiele innych zadań organizacyjnych. 

Komisarz nie jest alfą i omegą, też się myli. A może to wszystko to po prostu wina tych wielu innych zadań organizacyjnych? O to już nie pytałem. Jednak reasumując: gratulacje dla PLK, która potrafiła zareagować na brak reakcji.

----------

https://twitter.com/sadowskikarol

niedziela, 17 marca 2013

Na kaca najlepsza jest praca

I doskonale wiedzieć o tym muszą koszykarze Stelmetu Zielona Góra. Przyznam się, że miałem nadzieję, iż będą oni mieli syndrom dnia poprzedniego. Wszak wszystko na to wskazywało, a i słupscy barmani mocno się o to starali (choć zapewne ich głównym celem była hojność owych graczy). Nie udało się. Syndrom może i był, ale starożytne przysłowie, które głosi, że na kaca najlepsza jest praca, jak najbardziej znalazło dziś swoje potwierdzenie. Może słupscy zawodnicy przy okazji czwartkowej wizyty we Włocławku także powinni pójść tym tropem? Bo dziś parkiet, mimo że w żadnych klubach widziani nie byli, chyba bardziej przypominał im tor przeszkód aniżeli boisko do gry.

fot. Łukasz Capar, gp24.pl

Jeżeli we własnej hali w szaleńczym tempie odrabia się prawie 20-punktową stratę, przy niemalże trzęsącej się Gryfii doprowadza się w decydującej części meczu do remisu, a następnie znowu daje się odskoczyć rywalowi na bezpieczną przewagę (choć ta kilkunasto punktowa także wydawał się być bezpieczną), to coś jest nie halo. Mnie jednak najbardziej dziś martwiła obrona. I to właśnie w tych kluczowych momentach. Bo zamiast wywoływać presję na całym boisku, słupscy zawodnicy pozwalali rywalom na spokojne przeprowadzenie piłki. Z czego to wynikało?  Z braku chęci? Ze zmęczenia? A może po prostu zawodziła wiara? Bo wątpię, aby była to taktyka Urlepa, speca od obrony.

Nie był to mecz wysokich lotów, ale wstydzić się koszykarze Energi Czarnych także nie mają czego. Zagrali kolejny przyzwoity mecz, choć kolejny raz przegrali zasłużenie. Wielkie słowa uznania należą się Rocky'mu Tric'owi, który postanowił, że pomimo czwartkowego urazu postara się pomóc kolegom z drużyny w odniesieniu zwycięstwa. Cieszy drugi już z rzędu bardzo dobry występ Michała Nowakowskiego, i jako takie przebudzenie Roberta Tomaszka. Choć wciąż jest cieniem samego siebie z początku sezonu. Cieszy także Oded Brandwein, który wciąż prezentuje wysoką formę oraz udowadnia, że zasługuje na miano pierwszego rozgrywającego słupskiej drużyny.

Jeżeli jednak spojrzeć w statystyki to nie jest za ciekawie. Kolejny raz dość wyraźnie przegrywamy na desce, a co gorsza, martwić może liczba asyst, których dziś było raptem dziewięć. Bo ze skutecznością wciąż jest nieźle. Napiszę, że jest nawet dobrze, choć na hali odnieść można było nieco inne wrażenie.

37 - tyle punktów trafił łącznie duet Ho-Ho

Teraz czas na Anwil. Miejmy nadzieję, że do trzech razy sztuka i tym razem uda się zwyciężyć. Zwyciężyć w dobry stylu. Zwyciężyć obroną, która ostatnio zawodzi najbardziej.

----------

Dzisiejszy mecz był trzecim w tym sezonie pojedynkiem Czarnych ze Stelmetem. Po raz trzeci wygrali zielonogórzanie. 

piątek, 15 marca 2013

Czarny czwartek

Około dwustu kibiców ze Słupska dopingowało w Gdyni koszykarzy Energi Czarnych. Na nic zdało się jednak ich wsparcie, Asseco Prokom wciąż zbyt silny dla słupszczan. Mistrzowie Polski wygrali 80:74.

Senny był to mecz, a przynajmniej jego pierwsza połowa. Tak jak mi przed rozpoczęciem spotkania przydałaby się duża kawa, tak podopiecznym Andreja Urlepa przynajmniej jej całe wiadro. 

Zimny prysznic spadł na słupskich zawodników. Prysznic, który z pewnością ochłodzi ich ostatnio rozgrzane głowy. Czarni zagrali dziś bardzo przeciętnie, nie wykorzystywali doborowych okazji, istnieli tylko zza linii 6.75 metra. Przegrali zasłużenie.

A Prokom? Przed jego graczami chylę czoła. Honorowi ludzie, którzy wiedzą jak ze sceny zejść niepokonanym. Za gdyńskich kibiców trzymam zaś kciuki w walce o ratunek dla ich ukochanego klubu. No właśnie, w walce. Jeżeli ktoś chciałby ich wesprzeć, wystarczy malusieńki gest. Jeden wirtualny podpis. O tutaj --> http://napomocapg.tk/index.php

Słówko jeszcze o tym, dlaczego nie lubię jeździć do Gdyni. Powodów jest kilka. Jednym z nich może być brak koszykarskiej atmosfery na hali, która jeżeli już jest, to wytwarzają ją zwykle kibice przyjezdni. Jednak najważniejszy powód jest taki, że jasna cholera mnie bierze, kiedy za każdym razem muszę być świadkiem żenującej postawy sędziów. Ich jednostronne "gdyńskie" gwizdki to już fatum polskiej koszykówki. I nie, Czarni nie przegrali przez arbitrów. Byłby to zdecydowanie za daleko wyciągnięty wniosek. Przegrali, bo byli drużyną słabszą. Ale z pewnością nie raz były im tego dnia podcinane skrzydła. I smutna to rzeczywistość, ale zdążyliśmy już do niej przywyknąć. Bez względu na to, kto by w Gdyni nie grał, mistrz to jest mistrz. 

I jeszcze o bezapelacyjnej akcji meczu, jak nie kolejki. I trochę o bezmyślności jej największego przegranego. 

fot. Łukasz Capar, gp24.pl

Tak właśnie wyglądał wsad, który poderwał z miejsc niemalże wszystkich miejscowych kibiców. Biegnącego sam na sam z koszem Rocky'ego Trice'a zablokował Mateusz Ponitka. Ale w tamtej chwili jeszcze nikt nie wiedział, że za chwilę kibice z przeciwnego obozu będą łapać się za głowy. Ze zmartwienia. A wydawać by się mogło, że wystarczyłoby skończyć akcję z góry...

fot. Łukasz Capar, gp24.pl

Najprawdopodobniej skręcona kostka. Przerwa to minimum dwa tygodnie. Jutro szczegółowe badania. 


A teraz bardzo zwięźle chciałbym przedstawić moje subiektywne oceny słupskich zawodników:

#4 Michał Nowakowski

Nie patrzy, gdzie rzuca. Po prostu to robi. I robi to świetnie! Ma tak znakomicie ułożoną rękę, że podziwiać można godzinami. Obrońcą jest słabym, ale w ataku daje naprawdę wiele. Niesamowicie dużo drzemie w nim potencjału, którego kompletnie nie potrafił wykorzystać Marius Linartas. Ale na szczęście Linartasa już dawno nie ma. Jest za to Andrej Urlep, który potencjał Michała zauważa, a co najważniejsze ufa swojemu podopiecznemu. A ten mu się odwdzięcza. Choćby takim meczem jak dziś. 

Moja ocena: 4-

#6 Roderick Trice

Największy pechowiec tego spotkania. Długo starano się mnie przekonać, że Trice to w Czarnych lepsza opcja aniżeli Bennerman. Dziś wiem już to na pewno. Trice to nie tylko lepsza opcja, Trice to kozak! To co wyprawia w ataku to mistrzostwo świata, a broni także całkiem nieźle. Teraz tylko życzyć zdrowia, bo to naprawdę poważne osłabienie dotychczas niezatapialnego statku Andreja Urlepa. 

Moja ocena: z przyczyn wiadomych nie podejmuje się

#7 Marcin Dutkiewicz 

Zielony, ach ten Zielony... No nie wyszedł ten mecz Marcinowi. Ale darujmy mu, jeszcze nie raz będzie naszym bohaterem. 

Moja ocena: 2 

#8 Todd Abernethy 

To już nie ten sam rozgrywający, co przed wyjazdem do Stanów Zjednoczonych. Trudno przypuszczać, jaki czynnik wpływa na tak słabą obecnie formę Amerykanina. Czy wciąż myślami jest gdzie indziej? A może po prostu nie leży mu rola zmiennika Brandweina? Niestety, ale dziś bardziej szkodził niż pomagał drużynie. Mimo to wciąż uważam go za świetnego playmerkera i z niecierpliwością czekam na jego przebudzenie! 

Moja ocena: 2

#10. Oded Brandwein 

Przed sezonem uważałem go za najsłabszy punkt w zespole. Zresztą ta opinia sprawdzała się w pierwszej części rozgrywek. Teraz śmiało można rzec, że Izraelczyk to najjaśniejszy i jeden z najważniejszych punktów słupskiego zespołu. Wciąż głowa trochę gorąca, ale kiedy trzeba potrafi wziąć ciężar gry na siebie. Dziś też chciał, ale nie do końca mu to wychodziło. Mimo wszystko dobry mecz w jego wykonaniu. 

Moja ocena: 4

#13 Mateusz Kostrzewski 

Nareszcie! Przyznam szczerze, że zacząłem już wątpić w jego przydatność do drużyny. Po dzisiejszym meczu "Kostek" udowodnił, że nie można go skreślać. Bardzo cenne trafienia z dystansu, a co najważniejsze - rzuty odważne. Oddane i trafione w momentach kluczowych. Szkoda, że nie pomogły w odniesieniu wygranej.

Moja ocena: 3+

#19 Valdas Dabkus 

Waldek to prawdziwy wojownik. Dlatego lubię, kiedy przebywa na parkiecie. Wtedy Czarne Pantery tak jakby walczyły z większą determinacją i zadziornością. Nie zawsze mu wychodzi, ale zawsze się stara. Dziś także starał się ze wszystkich sił, wychodziło średnio. 

Moja ocena: 3

#24 Robert Tomaszek 

Zdecydowany antybohater ostatnich tygodni. Długa dziś trwała dyskusja na jego temat. Większość uznała, że Robert spoczął na laurach, za szybko został wykreowany na Boga słupskiej koszykówki. Gra ostatnimi czasy fatalnie, wygląda, jakby jakoś mniej mu się chciało. Ale ja w to nie wierzę. Chce mu się na pewno. Tyle tylko, że chcieć a móc to dwie zupełnie inne rzeczy. A Robert ma zdecydowany spadek formy. W chwili obecnej bardziej pomaga drużynie siedząc na ławce aniżeli biegając po boisku. I dziś to było widać. Jednym słowem: katastrofa. 

Moja ocena: 2-

#25 Yemi Gadri-Nicholson

Trudno wygrywać mecze, kiedy największa gwiazda i siła zespołu zupełnie nie istnieje. A największa pociecha słupskich fanów, jaką bez wątpienia jest Nicholson, dziś dała ciała na całego. To nie był ten podkoszowy terminator, który dotychczas połykał rywali niemalże w całości. Fatalnie na deskach, kiepsko w ataku, jeszcze gorzej w obronie.

Moja ocena: 2

#32 Levi Knutson 

Można rzec, że Knutson swoje zrobił. Trzy trójki trafił. Ale nie na rutach z dystansu kończy się koszykówka. I to jest największa wada Amerykanina. To także było dziś widać. 

Moja ocena: 3-


Za największy plus wczorajszego już pojedynku można uznać znakomitą formę Czarnych, jeżeli chodzi o poczynania zza linii 6.75. metra. 14 trafionych rzutów z dystansu na 28 oddanych to ich najlepszy wynik w sezonie. Brawo!

Spokojnej nocy ;)

środa, 13 marca 2013

Stelmet zapadł się pod ziemię

"Anwil wygrywa w Zielonej Górze" - taki tytuł relacji z meczu otwierającego II etap rozgrywek TBL zafundowała nam oficjalna strona ligi. Nie, Anwil nie wygrał w Zielonej Górze. Anwil zmiażdżył. Zdeklasował. Skompromitował. Przyćmił idącą na mistrza Zieloną Górę. 

fot. fot. Sebastian Rzepiel

Można odnieść wrażenie, że koszykarze Stelmetu byli dziś myślami na Placu Św. Piotra, bo w spotkaniu przeciwko Anwilowi zdecydowanie nie wyglądali na drużynę, która co kolejkę zasługiwałaby na oglądanie jej w telewizji. A może po prostu spieszyli się na Ligę Mistrzów? No chyba, że ma to być kara dla kibiców, za ostatnio mnóstwo nieprzychylnych komentarzy w stronę zielonogórskiej ekipy.

Włocławianie obalili dziś wszelkie mity, jakoby podopieczni Mihailo Uvalina mieliby być murowanym kandydatem do potocznego "misia". Zagrali koncertowo. A Stelmet? Na miejscu Uvalina zapadłbym się pod ziemię. To samo radziłbym dyr. Romańskiemu, któremu 7 transmisji z meczów brązowych medalistów poprzedniego sezonu TBL, odbija się pewnie teraz czkawką. I bardzo dobrze!

Tym razem kuriozalnych tłumaczeń, tak kompromitującej postawy Stelmetu, szukać będzie Mihailo Uvalinovi na próżno. Wszak nawet na sędziów zgonić będzie nie łatwo. A może Polacy? Nie, też nie. W końcu swoje zrobili, 7 punktów rzucili. Aż 7 punktów. 

Kwintesencją tych wydarzeń niech więc będzie owacja zielonogórskich fanów po jedynych w meczu punktach Milosa Lopicicia, który pewnie sam nie wie, co tak naprawdę robi w Zielonej Górze (ale czy ktoś to w ogóle wie?). Poczułem się po nich, jakbym właśnie co był w słupskiej Gryfii, która oklaskuje debiutującego na parkiecie 16-letniego Wojtka Jakubiaka. 

3 - tyle rzutów za trzy punkty trafili koszykarze Stelmetu (3/20, 15%). 
5 - tyle fauli w niespełna 15 minut gry popełnił Mantas Cesnauskis. 
11 - tyle zbiórek zanotował Dejan Borovnjak.
13 - tyle asyst zanotował Krzysztof Szubarga. Tyle samo mieli także na koncie...wszyscy zawodnicy Stelmetu. 
15 - tyle rzutów z gry wykonał Walter Hodge, trafił 8 z nich. 
16 - tyle punktów rzucił  Tony Weeden w drugiej połowie meczu.
90 - tyle minut spędzili łącznie na parkiecie wszyscy Polacy grający w Stelmecie. Zdobyli w sumie...7 punktów. 

Na co tak naprawdę stać ekipę Uvalina przekonać się będziemy mogli pewnie już w niedzielę, kiedy to Stelmet pojedzie na mecz do Słupska. Słupska, który jutro wyjeżdża do Gdyni. Gdyni, która się rozpada, a jutrzejszy mecz z Czarnymi będzie dla jej głównych sterników meczem pożegnalnym. Jak się zaprezentują? Jeżeli za transmisję z meczu zapłacicie, to mecz zobaczycie. A jak płacić nie chcecie, to zapraszam na relację do mnie. Niedługo po zakończonym spotkaniu.

Tymczasem zapraszam także na moją świeżo upieczoną twitterowską pieczeń. Tam będę bywał dużo częściej --> https://twitter.com/sadowskikarol

wtorek, 12 marca 2013

Którzy koszykarze i które kluby rządzą na Facebooku? Vol.2

Podobnie jak rok temu postanowiłem sprawdzić, którzy koszykarze, na co dzień grający w Taruon Basket Lidze, rządzą fejsbukiem. Tym razem przedstawiam także ranking drużyn.

W ubiegłym roku bezkonkurencyjni okazali się Donatas Motiejunas, Darnell Hinson i Jerel Blasingame. Co ciekawe trzynastu najwyżej sklasyfikowanych zawodników z ubiegłego sezonu, obecnie nie występuje już na parkietach polskiej ligi koszykówki.

W trwających rozgrywkach swój fanpage na fejsbuku posiada tylko szesnastu zawodników.

Tym razem wszystkich zdeklasował Rasid Mahalbasic z Asseco Prokomu Gdynia, który posiada aż 1.844 fanów. Na podium znaleźli się także Ty Walker z Kotwicy Kołobrzeg oraz Ronald Dorsey z Rosy Radom.

1. Rasid Mahalbasic - 1.844 fanów
fot. Mariusz Mazurczak, asseco-prokom.pl

2. Ty Walker - 887 fanów
fot. Mateusz Papliński

3. Ronald Dorsey - 749 fanów


RANKING KOSZYKARZY:

  1. Rasid Mahalbasic, Asseco Prokom Gdynia - 1.844 fanów
  2. Ty Walker, Kotwica Kołobrzeg - 887 fanów
  3. Ronald Dorsey, Rosa Radom - 749 fanów
  4. Kurt Looby, Trefl Sopot - 516 fanów
  5. Marcus Ginyard, Anwil Włocławek - 510 fanów
  6. Mateusz Ponitka, Asseco Prokom Gdynia - 483 fanów
  7. Nic Wise, Rosa Radom - 425 fanów
  8. Filip Dylewicz, Trefl Sopot - 417 fanów
  9. Jawan Carter, Polpharma Starogard Gdański - 346 fanów 
  10. Adam Hrycaniuk, Asseco Prokom Gdynia - 309 fanów
  11. Yemi Gadri-Nicholson, Energa Czarni Słupsk - 262 fanów
  12. Damian Kulig, PGE Turów Zgorzelec - 247 fanów
  13. Rob Jones, AZS Koszalin - 202 fanów 
  14. Slavisa Bogavac, Rosa Radom - 195 fanów
  15. Tomasz Śnieg, Asseco Prokom Gdynia - 145 fanów
  16. Kacper Radwański, Polpharma Starogard Gdański - 52 fanów

RANKING DRUŻYN:

1. ASSECO PROKOM GDYNIA - 8.710 fanów

2. ENERGA CZARNI SŁUPSK - 5.129 fanów

3. ANWIL WŁOCŁAWEK - 4.812 fanów


*Klub koszykarski Jezioro Tarnobrzeg nie posiada oficjalnego konta na Facebooku 




czwartek, 14 lutego 2013

Kochana Koszykówko!

Zaczęło się niewinnie, choć to już prawie jakieś 10 lat. Sąsiad mój serdeczny, pracownik Klubu, biletów miał chyba aż nadto. Bo ciągle mnie nimi częstował, a zarazem zachęcał. Bym poszedł, zobaczył, a nóż widelec mi się spodoba? A może po prostu chciał, abym oderwał się od rzeczywistości polskiego, patologicznego podwórka? No nic, spróbowałem. Pamiętam, że do tej pory na meczu koszykówki byłem tylko raz, jeszcze za czasów Taylora czy Shammgoda. Brat mnie zabrał. W trakcie pojedynku okazało się jednak, że przez cały czas kibicowałem rywalom, będąc pewnym, że to nasi. Nie spodobało mi się.


Z uprzejmości Sąsiada jednak skorzystałem. Chyba trafiłem na piekielne ważne spotkanie, bo będąc dobrych kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem meczu, hala była już niemal zapełniona. To było coś! Atmosfera Gryfii pochłonęła mnie całego. To była miłość od pierwszego wejrzenia. No dobra, drugiego. Miłość do koszykówki, która z tygodnia na tydzień przeradzała się w kolejną miłość, jeszcze większą od poprzedniej. Miłość do Czarnych. Nasze uczucie kwitło, a nasz związek trwa do dziś.

W międzyczasie nadeszło kolejne zauroczenie. Pokochałem pisać. Z miłosnego trójkąta zrobił się więc czworokąt. Pojawił się pomysł bloga. Spontaniczna nazwa - Koszykówką Żyć. Zakładam! Początki były okrutne, dziś mogę tylko śmiać się, wspominając ówczesne "wpisy". Fuu!

No właśnie, Droga Koszykówko. Dziś Dzień Zakochanych. Zadurzeni w sobie składają sobie życzenia, kupują sobie prezenty, jedzą uroczystą kolację. A ja nie. Ja chciałbym Tobie podziękować, moja Kochana Koszykówko. Podziękować na łamach tego właśnie bloga, którego bez Ciebie zapewne by nie było.

Podziękować za te wspólne lata. 
Za miliard wspomnień, milion błędów i pomyłek z Tobą związanych.
Za porażki, chwile załamania i powrotu.
Za upadki i powstania. Cierpliwość i pokorę.
Za nieustanną walkę.
Za chwile determinacji i chwile zwątpienia.
Za łzy, radość, poświęcenie, emocje.
Za to, że w każdym momencie mojego życia dawałaś mi coś innego.
Za to przywiązanie, tę pasja, tę miłość.
Za to, że dzięki Tobie jestem, gdzie być chciałem.

Ale przede wszystkim, Droga Koszykówko, chciałbym podziękować Tobie, że dałaś mi możliwość poznania wielu wspaniałych ludzi: przyjaciół, autorytety. Osoby to nadzwyczajne. Ludzie, którzy tak jak ja, stracili dla Ciebie głowę. Pozwoliłaś nam marzyć, a co najważniejsze, pozwoliłaś uwierzyć, że marzenia się spełniają. Pokazałaś, iż ludzie potrafią się ze sobą jednoczyć, wzajemnie wspierać, wspólnie przeżywać wzloty i upadki. Utrwaliłaś mnie w przekonaniu, że jeżeli ma się w życiu cel, to ze wszystkich sił trzeba dążyć do jego realizacji. A przecież nasze uczucie trwa w najlepsze. I mimo że lecą nam lata, to ja wciąż kocham Cię na zabój. Moja Ty Najdroższa Walentynko...

wtorek, 12 lutego 2013

Koszykówka w Słupsku nad przepaścią!

Wczoraj koszykarskim tematem dnia było odejście Ryszarda Krauze z Asseco Prokomu Gdynia. Dziś natomiast głównie mówi się o Czarnych, którzy za chwilę mogą zniknąć z koszykarskiej mapy Polski. Klub - który jest największą promocją swojego miasta - okazuje się także, że jest ich największym...problemem.

W Słupsku koszykówka to świętość. Fot. Łukasz Capar/gp24.pl

-Dość tego! - stanowczo stwierdza Andrzej Twardowski, Prezes Energi Czarnych Słupsk. I zapowiada, że jeżeli miasto w żaden sposób nie włączy się we wspieranie drużyny, która jest jego największą "atrakcją", poważnie rozważy fakt likwidacji Klubu bądź też jego przeniesienia do innego miasta.

26 tysięcy złotych, taka kwota padła we wstępnych, "luźnych" rozmowach Władz Energi Czarnych Słupsk z Władzami Miasta. To byłaby najmniejsza dotacja ze wszystkich klubów Tauron Basket Ligi. Dla porównania największy słupski rywal zza miedzy - AZS Koszalin - może liczyć na wsparcie swojego miasta rzędu jednego, a nawet dwóch milionów złotych.

Jednak dotacja dla Czarnych nie jest jeszcze przesądzona. -To były rozmowy, tej ostatecznej kwoty jeszcze nie ma. Ale to wszystko wygląda tak, jakby tych pieniędzy miało nie być w ogóle - mówi Twardowski.

Miasto, jak co roku, leci w kulki. Pieniądze, które chce przekazać na rzecz słupskiego klubu, nie starczą mu nawet na wynajem hali. Jednak co najciekawsze, to właśnie Czarni są największą promocją miasta. A te - śmiało można to napisać - na Czarnych żeruje. Nic nie dając od siebie.

-Powiedziałem, że to koniec. Niech miasto wreszcie się określi, czy chce, aby ten klub istniał. Nie może być takiej abstrakcji, że w Słupsku funkcjonuje klub, którego miasto jest największym beneficjentem, ma z niego najwięcej korzyści, a nie będzie się do tego wszystkiego dokładało. To nie jest fair wobec klubu, sponsorów, kibiców - tłumaczy Prezes Czarnych.

Negocjacje nie są jednak łatwe. Tym bardziej, że Radni z koszykówką w Słupsku nie mają za wiele wspólnego. Dlatego też głęboko w poważaniu mogą mieć fakt, że dla zdecydowanej większości innych mieszkańców koszykówka w mieście traktowana jest jak świętość.

-Ja już od lat przeżywam te negocjacje z miastem. Negocjacje, które są upokarzające zarówno dla mojej osoby, jak i dla Klubu. Co roku gramy nie wiedząc, jaka tak naprawdę jest perspektywa współpracy między nami - stwierdza Twardowski.

Dziura w budżecie jest, i to nie mała. Funkcjonowanie klubu bez jakiegokolwiek wsparcia ze strony miasta to rzecz niebywale trudna. A co będzie, jeżeli miasto nie da pieniędzy? Słupsk pozostanie bez koszykówki, bo sam Twardowski nie ma zamiaru dalej tak funkcjonować. -Jeżeli Rada nie włączy się w pomoc dla klubu, to będzie koniec koszykówki w naszym mieście. Rozważymy wówczas dwa warianty: albo poddajemy klub likwidacji, albo przenosimy go do innego miasta. 

Władze Słupska o Czarnych jednak pamiętaj, tyle, że...przed wyborami samorządowymi. To właśnie wtedy lansują się na meczach, określają siebie jako "kibiców", zapowiadają pomoc. Jednak kiedy przychodzi już czas decyzji, wówczas pokazują swoje zakłamane oblicze.

-Obietnic było dużo. To jest sprawa, która rozgrywa się między Radą a Prezydentem. Najbardziej jednak boli fakt, że inne drużyny dostają od miasta naprawdę bardzo dużą pomoc, a my, jako zespół najlepiej promujący swoje miasto, praktycznie ani grosza - kontynuuje popularny '"Twardy".

Prezydent Słupsk Maciej Kobyliński (z lewej) to częsty gość na meczach Czarnych.
Fot. Łukasz Capar/gp24.pl

Za chwilę możemy obudzić się z ręką w nocniku. Skończyć jak niegdyś Śląsk Wrocław, Polpak Świecie czy Stal Ostrów Wielkopolski. Za chwilę upaść może kolejna wielka koszykarska marka. To już ostatni dzwonek na to, aby coś jeszcze się zmieniło. Aby Czarni dalej istnieli. Istnieli w Słupsku. W mieście, którym się narodzili. W mieście, które Czarnych pokochało. Które stało się ich świętością. Ich religią. Ich sposobem na życie.

-Poprosiłem miasto o deklarację, która ma swoje dwa punkty. Pierwszy, mówiący o tym, czy miasto chce, aby ten klub w ogóle istniał i chce się z nim identyfikować. No i drugi, który miałby wpisać nas w wieloletnią strategię, abyśmy jak co roku nie musieli się upokarzać i prosić o jakieś środki, które w stosunku do budżetu i tak byłyby niewielkie. Jeżeli odpowiedź będzie na tak, wtedy ciągniemy to dalej, a jeżeli odpowiedź będzie przecząca, wówczas to już jest koniec. - zapowiada Twardowski.

Co na to wszystko kibice, a zarazem mieszkańcy Słupska?

Większość jest zbulwersowana i już wywołuje "wojnę" miastu. Kibice zapowiadają, że będę walczyć o to, co im się należy. A należy im się Klub, który większość wychował. Który pozwolił nawiązać wiele wspaniałych przyjaźni. Który połączył uczuciem nie jedną parę. Który pozwolił zapomnieć o problemach dnia codziennego. Który przez wiele lat dostarczał wielu niezapomnianych wrażeń. Radości. Łez szczęścia. Ale także i smutku. Smutku, który budował wiarę. Poczucie wartości. Klubu, który co weekend przyciąga do siebie tysiące mieszkańców. Mieszkańców, którzy stają się jednością. Których łączy wspólna pasja - kibicowanie.

W tej walce bądźmy więc razem. 

I razem zwyciężmy! 


--- Tutaj znaleźć można treść pisma Kibiców do Przewodniczącego Rady Miasta Słupsk, Pana Zdzisława Sołowina. ---

niedziela, 10 lutego 2013

Puchar nieskuteczności dla Trefla!

W Koszalinie żałoba, w Sopocie święto. Trefl obrania tytuł Zdobywcy Pucharu Polski (64:59), choć my proponujemy zmienić jego nazwę, choćby - na tytułowy - Puchar Nieskuteczności.



Łącznie:

28/44 za jeden.

26/69 za dwa.

14/47 za trzy.


Dobrych akcji jak na lekarstwo, nie wspominając o ich miódcudmalina wykończeniach, a łącznie zdobytych punktów tyle, co Stelmet czy Turów potrafią trafiać w jednym meczu. No, prawie tyle...

Czy ktoś jest w stanie się doliczyć, ile minut dobrej gry oglądali dziś kibice zgromadzeni w koszalińskiej hali widowiskowo-sportowej jak i przed odbiornikami telewizorów? Przypuszczam, że będzie to zadanie nie do rozwiązania. Ale czego my się spodziewaliśmy? Fajerwerków? Nie. Zwyczajnie poprawnego widowiska. Dostaliśmy natomiast popis prawdziwej antykoszykówki. No ale jaki Puchar, taka gra...

Mimo wszystko gratulacje dla Trefla. Byli najlepsi.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Świat się kończy - Bennerman w Koszalinie!

Nie, to nie plotka. Choć do końca miałem taką nadzieję. Kiedy przed północą po sieci zaczęły krążyć informację, jakoby Cameron Bennerman - jeden z najlepszych dunkerów w historii PLK - miał zasilić szeregi AZS-u Koszalin, byłem w szoku. Tak to ten sam amerykański skrzydłowy, który jeszcze dwa lata temu swoimi nieprawdopodobnymi lotami i rzutami niemal do czerwoności rozgrzewał słupską publiczność. Zresztą nie tylko słupską. Rozgrzewał każdego.

fot. Łukasz Capar, plk.pl

Cichy, spokojny, bezproblemowy. Taki jest na co dzień. Jednak na parkiecie to prawdziwy wulkan energii! Kiedy w sezonie 2010/2011 trafiał do Energi Czarnych wiązano z nim spore nadzieje. Nie przeliczono się. Bennerman nie tylko był odkryciem sezonu, ale także sprawił, że o lidze było głośno. Jego niesamowite wsady robiły furorę, pisano o nich w największych sportowych dziennikach. Słupscy kibice go pokochali, on także wielokrotnie wspominał, że w Słupsku czuje się jak w domu. 

"Większość jego akcji można by wybrać i zmontować w specjalnym klipie telewizyjnym,  który skutecznie reklamowałby grę zawodnika i naszą ligę." - Szczepan Radzki, gazeta.pl

Kto wie, może Bennerman do dziś zachwycałby słupską publiczność, gdyby nie odniesiona w trakcie sezonu kontuzja kolana, która wykluczała go z gry do końca rozgrywek. Mimo wielu nacisków ze strony sympatyków Czarnych, Zarząd Klubu postanowił nie wiązać się Amerykaninem kontraktem na kolejny sezon.

Wsad Bennerman podczas meczu z Polonią Warszawa

Bennerman będąc koszykarzem Czarnych Panter był ich prawdziwym gwiazdorem, notując dla ówczesnej ekipy Daniniusa Adomaitisa średnio 14,5 punktu i 3 zbiórki na mecz. Po przygodzie ze Słupskiem słynny "Cam" trafił do Argentyny, a jego ostatnim pracodawcą był turecki Hacettepe University, w którym Amerykanin notował średnio 11,2 punktu. i 3,5 zbiórki.

Cam Bennerman podczas Konkursu Wsadów Meczu Gwiazd 2011

Teraz, po ubiegłotygodniowym zatrudnieniu przez Energę Czarnych Andreja Urlepa, koszaliński klub rewanżuję się słupskiemu, zatrudniając ich bez wątpienia jedną z najbardziej barwnych postaci w historii. Zazdroszczę.




I mimo wszystko - witamy ponownie w Polsce!


niedziela, 20 stycznia 2013

Walka - po raz pierwszy, drugi i trzeci!

Walka, walka i jeszcze raz walka!

fot. Krzysztof Markowski

Mogę oglądać drużynę, której nie idzie z różnych przyczyn, ale drużyny, która nie pokazuje choćby odrobiny zawziętości, waleczności i ambicji, najzwyczajniej w świcie oglądać się nie chce i nie da. Wczoraj mieliśmy doskonały przykład na to, że walczyć się da, i choćby nie szło, kibice będę z zespołem do samego końca.

Nawet przy kilku-punktowej stracie, nie najlepszej grze oraz patrząc na ostatnie słabe wyniki Czarnych Panter, fani dopingowali swoją drużynę. A dopingowali dlatego, że widzieli, jak ta zostawia na boisku kawał serca i zdrowia. To było zupełnie inne oblicze Energi Czarnych! Oblicze, które chcielibyśmy oglądać zawsze!

Pozytywnie zaskoczyli nie tylko koszykarze, także trener wyglądał na nieco innego. Spokojniejszego. Opanowanego. Jakby zdyscyplinowanego. Ale najważniejsze, że wczoraj Czarni tworzyli kolektyw, jedność, wspólnotę  Na boisku i na trybunach. To wszystko spowodowało, że serce automatycznie rosło, a ręce same składały się do oklasków.



Jest lepiej, ale wciąż potrzeba więcej. Dużo więcej. A takie zwycięstwo, choć staram się studzić nastroje, to jednak pozwala uwierzyć na nowo. Że Czarni jeszcze w tym sezonie pokażą. Ale do tego potrzebna jest walka równie imponująca, jak wczoraj przeciwko Jeziorowi.

Walka, walka i jeszcze raz walka!

---

A teraz znowu o białych chusteczkach, które ostatnimi czasy są jednym z głównych tematów wśród kibiców i zawodników Energi Czarnych. Otóż od kiedy na meczach koszykówki w Polsce nie można ich przy sobie posiadać? Od wczorajszego starcia w Słupsku.

Grupa około pięciu kibiców słupskiego zespołu, realizując swoją wcześniejszą "obietnicę", próbowała wejść wraz z nimi na sobotni mecz przeciwko Jeziorowi Tarnobrzeg. W sumie posiadali oni około 400 sztuk owego wytworu. To spotkało się ze zdecydowaną reakcją ochrony, która postawiła przed jednym z sympatyków Czarnych ultimatum: albo ten zostawi torbę z zawartością chusteczek, albo meczu nie obejrzy. Fani, pytając o dość zaskakujące przyczyny takiego zakazu, uzyskali informację, iż jest to "polecenie z góry". Na szczęście jednak chusteczki i tak tego dnia by się nie przydały, choć słupska publiczność przy prezentacji zespołu bardzo zdecydowanie wyraziła swój sprzeciw wobec pozostaniu Mariusa Linartasa na stanowisku trenera zespołu.

Osobiście całą tą sytuacją jestem lekko zażenowany. Bo jeżeli klub w jakikolwiek sposób chce poprawić relację ze swoimi kibicami, to na pewno nie przez tego typu działania. Sytuacja przynajmniej komiczna.

Swoją drogą ciekaw jestem, czy przy ewentualnej serii zwycięstw Czarnych Panter, chusteczkowy zakaz wciąż będzie obowiązywał...


Obyśmy mieli okazję się o tym przekonać. Czarni!

czwartek, 17 stycznia 2013

Abernethy wyjeżdża do USA, Brandwein pierwszym rozgrywającym

Todd Abernethy, pierwszy rozgrywający Energi Czarnych Słupsk, z przyczyn teoretycznie niezależnych od klubu, wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych. Wrócić ma dopiero przed play-offami, ale nie wiadomo, czy wróci w ogóle.

fot. Wojceich Figurski

To tylko jeszcze bardziej pogrąża fatalną sytuację, w jakiej obecnie znajduje się słupski klub. Wszak to właśnie od problemów zdrowotnych Abernethy'ego rozpoczęła się fatalna seria porażek Czarnych Panter.

Taki przebieg wydarzeń zauważył Wojciech Kamiński, szkoleniowiec Rosy Radom, z którym miałem przyjemność rozmawiać w minionym tygodniu. I tak naprawdę wszystko, co mówił były trener m.in. Polpharmy Starogard Gdański czy Polonii Warszawa, dążyło do jednego - Czarni bez Abernethy'ego nie istnieją. I uwaga - zauważa to osoba, która ze słupską koszykówką nie jest związana praktycznie w żaden sposób.

"Bez niego gra Energi Czarnych wygląda o jakieś 80 procent gorzej. Najlepiej widać to podczas jego absencji, zresztą przecież to właśnie od jego kontuzji zaczęła się ta fatalna passa słupszczan. Jeżeli on gra dużo i gra dobrze, to Czarnym idzie zdecydowanie lepiej. Kiedy jego nie ma, zespół praktycznie nie istnieje."

Pamiętam, jak w jednym z przedsezonowych wpisów, porównywałem Abernethy'ego do jego poprzednika Stanley'a Burrella. 

Czwartek, 27 września 2012 rok 
Czarni po złoto! 

Todd Abernethy > Stanley Burrell 
Dwie zupełnie inne osobowości, zarówno na boisku, jak i poza nim. Burrell najsilniejszą bronią drużyny okazał się w najważniejszej części sezonu. Wówczas jednak nie miał wsparcia ze strony kolegów, z którymi najzwyczajniej w świecie nie potrafił się dogadać. Na parkiecie także głównie myślał o sobie, choć czasami wychodziło mu to naprawdę świetnie. Abernethy póki co sprawia wrażenie zupełnie innego typu zawodnika. Głównie myślącego o drużynie; nie o tym, by samemu zdobyć jak najwięcej punktów, ale o tym, by jak najwięcej punktów zdobyli jego koledzy. Według większości fanów stawiany w obliczu przeciętnego rozgrywającego. Osobiście mam w tej kwestii zupełnie odmienne zdanie, gdyż uważam, że Abernethy spokojnie może stać się jednym z liderów zespołu, jak i objawieniem Tauron Basket Ligi. Myślący, zwinny, szybki, dynamiczny, zajdzie daleko. 


Wielu owa ocena zaskoczyła. Były i głosy wprost naśmiewające się z niej. Jednak ja od początku sezonu twardo obstawałem przy swoim zdaniu, iż z Amerykanina to kawał solidnego gracza. Zupełnie inne zdanie miałem natomiast na temat Yemi'ego Nicholsona, którego uważałem za największą pomyłkę w zespole. Teraz mogę tylko puknąć się w głowę! Gdzie w chwili obecnej byliby Czarni, gdyby nie on. Gdyby nie ten duet. 

Nie byłem także zbyt optymistycznie nastawiony do osoby Odeda Brandweina. Jak się teraz okazuje, były to prognozy uzasadnione. I nawet biorąc pod uwagę przyjście do zespołu ciekawie zapowiadającego się Trice'a, śmiało możemy stwierdzić, iż Czarni mają problem. Bo na ewentualnego zastępce Abernethy'ego pieniędzy ponoć nie ma. 

A Abernethy dawał nie tylko gwarancję przemyślanej koszykówki, spokoju i opanowania, ale także stałą liczbę asyst, której tak bardzo w chwili obecnej brakuje zespołowi. Brandwein to tak jakby jego przeciwieństwo; najpierw robi, potem myśli. I zwykle traci na tym zespół. 

Jednak już niejednokrotnie Izraelczyk pokazał, że w koszykówkę grać potrafi. Natomiast jego problem może leżeć zupełnie gdzie indziej...

fot. Łukasz Capar/Głos Pomorza/gp24.pl

Krótko i na temat

Jak co rano, jeżeli uda mi się już wstać, sięgam do porannej prasy: Głos Pomorza, Wyborcza, Rzeczpospolita. Jak zwykle także zaczynam od tej regionalnej, przeglądając ją od ostatniej strony, czyli od tematu najbardziej mnie interesującego - Czarni.

fot. Łukasz Capar/Głos Pomorza/gp24.pl

W dzisiejszym wydaniu Głosu Pomorza pojawił się wywiad Rafała Szymańskiego z Marcinem Dutkiewiczem, czyli osobą, którą darzę wśród graczy słupskiego klubu najprawdopodobniej największą sympatią. No ale do rzeczy.

Marcin wydaje się nie do końca wiedzieć, o czym mówi.


Po pierwsze - białe chusteczki.
"Z tym się trzeba liczyć, że w sobotę zagramy przy pustych trybunach, będą nam chusteczkami machać, czy coś w tym stylu." 
To już nie pierwsza taka wypowiedź rzucającego Energi Czarnych. Raz, że nie fajna. Dwa, że nigdy dotychczas w tym sezonie, żaden kibic żadnemu koszykarzowi białymi chusteczkami przed nosem nie wymachiwał. Jeżeli już to trenerowi, a zawodnicy doskonale powinni być tego świadomi.

A co do pustych trybun, to niestety, ale obecna sytuacja zespołu w pełni na to zasługuje. Więc drużyna może winić za taką postać rzeczy, ale tylko siebie.


Po drugie - kibic nie bez winy.
"Wolę się skupić na grze. Z tego się mnie rozlicza, a nie z tego, jak bardzo będę błagał kibiców, aby przyszli do nas na mecz. Mam takie zdanie, że fanów poznaje się po tym, czy są z zespołem na dobre i na złe. Mogę poprosić, by byli z nami. W tym sezonie czy w poprzednich byli. To, że przegramy jedno czy drugie spotkanie, nie znaczy, że trzeba kogoś wygwizdać."
Nikt nikogo nie będzie błagał, to prawda. Ani zawodnicy nie będą błagali kibiców o doping, ani kibice nie będą błagali zawodników o lepszą grę. I nikt tu nie mówi ani nie piszę o jednym czy dwóch spotkaniach, ale przynajmniej o sześciu. Druga sprawa, o której pisałem już wczoraj. Koszykarze, trenerzy, działacze często posługują się stwierdzeniem, że z zespołem powinno się być na dobre i na złe. Co więcej, że właśnie po tym poznaje się fanów, jak to powiedział Marcin. Brednie!

A co mają powiedzieć kibice, kiedy widzą bezradność w poczynaniach swojego teamu? Kiedy widzą kompletnie nieporadnego trenera, którego dymisji domagają się od dłuższego czasu, a w zamian próbuję się w nich wpajać, że tak kiepska postawa drużyny to poniekąd też ich wina? 

To co, kibic krytykujący, to już zły kibic? Z nim się jest tylko wtedy, kiedy o drużynie mówi w samych superlatywach? 


Po trzecie - nie skreślajcie ich!
"Nie ma co załamywać rąk i nas totalnie kasować."  
Życzę więc, aby drużyna udowodniła to już w sobotę. Choć poniekąd kibice nikogo oprócz trenera jeszcze nie skreślili. 


Przyjemnego dnia!

środa, 16 stycznia 2013

Dopingujmy!

Nie będzie to tekst porywający, pewnie też nie wyzwoli u Was żadnych pozytywnych emocji. Bo sytuacja w jakiej się obecnie znajdujemy wcale nie jest do pozazdroszczenia.

fot. Łukasz Capar

Tak wiele myśli chodzi mi po głowie, aż nie wiem od czego zacząć. Albo czy zaczynać w ogóle.

Na mój koszykarski mętlik składa się wiele kwestii. A zaczęło się od pytania - a w zasadzie to stwierdzenia - mojego serdecznego Kolegi z Trójmiasta.

-Wiesz co, Karol. Ci Wasi Czarni to chyba powoli się wypalają - stwierdził.
-Nieprawda - odpowiedziałem, bądź co bądź.

Teraz to ja stwierdzam, że najprawdopodobniej oszukałem samego siebie. Tak, Czarni się wypalają. A wraz z nimi wypalam się i ja. Wypalam kibicowsko. Ale chyba nie tylko ja. I nie tylko Czarni.

Czym to jest spowodowane, naprawdę nie wiem. A chciałbym wiedzieć. Albo wiem, ale nie do końca. Albo po prostu przypuszczam, że nie wiem. A tak naprawdę wiem. W zasadzie to już nic nie wiem.
Tak inny jest to sezon od pozostałych...

Inny w wielu kwestiach. Przede wszystkim zacznijmy od zupełnie nowego składu, który był dość ryzykownym posunięciem Zarządu Energi Czarnych. Raz, że wiadomo było, iż to nie spodoba się kibicom. Dwa, że zupełnie nie wiedziano, czego się spodziewać po nowej drużynie. I po trenerze, kolejnym debiutancie w łaskach Czarnych Panter. Dziś - jeszcze nieco nieśmiało - możemy stwierdzić, że owe ryzyko się nie opłacało.

Nie opłacało się z wielu przyczyn. Przede wszystkim ucierpiały wizerunek Czarnych, jak i ich dotychczas nienaganna marka; tak kiepskich relacji na linii Kibice-Klub dawno już nie było. Nie ma także wyników sportowych, a trenera akceptują tylko i wyłącznie ludzie związani z zespołem. Nie ma również tak wyjątkowego dopingu, jaki zwykle bywał; trybuny zamiast robić się czerwone, bardziej przypominają kolory tęczy. I do tego coraz bardziej świecą pustkami. A kiedy Czarnych ostatni raz pokazywano w telewizji? Eh, ja nie pamiętam, a sprawdzać mi się nie chce. I'm sorry.

Psują się relacje, psuje się atmosfera. Osoby blisko związane z klubem już teraz ostrzegają albo też straszą, że za chwilę koszykówki w Słupsku może nie być w ogóle. Mają rację. Znajdujemy się w położeniu zupełnie innym niż jeszcze dwa czy trzy sezony temu. Wtedy nie tylko mieliśmy świetnie zapowiadającego się trenera, wspaniałą drużynę, jeszcze lepszą otoczkę. Nie piszę, że obecnej drużynie czegoś brakuje (no poza klasowym trenerem), wszak pokazała ona przecież, że grać potrafi. Brakuje czegoś zupełnie innego. I tak, rozchodzi się tu o atmosferę. Choć mówi się, ze jak są wyniki to jest i atmosfera. Gówno prawda.

Czytam, że z drużyną powinno się być na dobre i na złe. Że jak tak można gwizdać na trenera, machać w jego stronę białymi chusteczkami. Jak można skreślać swój zespół, krytykować go, a już w ogóle jak można w niego nie wierzyć. Czy oby na pewno wszyscy to piszący zawsze postępowali w stosunku do drużyny fair? No proszę, zastanówcie się Państwo. Już? To teraz ja zadam pytanie - co by było, gdyby nie Ci kibice? Gdyby nie ich ciężko zarobione pieniądze wydawane na bilety? Gdyby nie ich doping na meczach, który określany jest jako najgorętszy na koszykarskiej mapie Polski? Gdyby nie ich zapał, energia, pasja? Gdyby nie to, że po prostu są? Oni też chyba mają prawo wymagać, prawda?

Owszem, z drużyną powinno się być na dobre i na złe. Ale kibice to co, margines sportowy?
Ich można wielbić tylko wtedy, kiedy są przychylni? Kiedy wykrzykują "Czarni! Czarni!"? Kiedy nie krytykują, a wręcz przeciwnie - chwalą?

"Wy tu będziecie zawsze, a my przyjdziemy i wyjedziemy ładnymi samochodami" mówił kiedyś do słupskich fanów Igor Griszczuk. Dziś spoglądam na niego we wrocławskiej hali "Orbita" i przypominam sobie te piękne czasy. I nawet gdy przegrywaliśmy dziewiąty mecz z kolei czułem poczucie dumy. Takie samo, kiedy mieliśmy podobny bilans wygranych. Co czuję dziś? Żal, smutek, rozczarowanie...

Ten smutny sezon jest jeszcze do uratowania. Pewnie nawet z trenerem Linartasem na ławce. Ale czy do uratowania jest ta coraz bardziej przykra atmosfera, która wciąż wytwarza się podczas meczów i nie tylko?

Siedzę z papierosem w ręku (kolejne postanowienie noworoczne, ale wreszcie rzucę w cholerę!) i zastanawiam się, jak podejść do sobotniego starcia. Postanowiłem, że będę dopingował. No bo z drużyną powinno się być na dobre i na złe. A że są w tej drużynie postaci, dla których naprawdę warto dopingować, dlatego gorąco Was do tego dopingu namawiam. Przynajmniej na początku. Potem zróbcie, co uważacie za słuszne. Ale przynajmniej na początku...

wtorek, 15 stycznia 2013

Wielka koszykówka wraca do Wrocławia!

Tak, to jest to, czego polskiej koszykówce obecnie brakuje. Starcia, które elektryzują całą koszykarską Polskę. Mecze z wielkimi tradycjami. Mecze pełne dramaturgi, emocji, walki do ostatniego tchu. A właśnie takiego widowiska możemy się spodziewać już jutro we Wrocławiu. I co z tego, że to 'tylko "Puchar Polski". Co z tego, że jedna z drużyn gra w najwyższej klasie rozgrywek, a druga dopiero bije się o awans do niej. Spotkania Śląska z Anwilem to coś więcej niż tylko zwykłe koszykarskie zawody. To kawał pięknej historii, która znowu zatacza koło.


Jutrzejszy mecz to nie tylko wielki powrót do koszykówki na najwyższym poziomie dawnych gwiazd polskiego basketu z Radosławem Hyżym na czele, ale to także ukoronowanie znakomitej pracy, jaką wrocławski Klub wykonał w ostatnich latach. Dziś śmiało można napisać, iż Śląsk - ten prawdziwy - wielkimi krokami wraca do elity.


Mecze Śląska z Anwilem to nie tylko wona na parkiecie, ale przede wszystkim wojna na trybunach. fot. Wojtek Wilczyński

Obie drużyny swój ostatni oficjalny mecz rozegrały 1800 dni temu! Wówczas tamtejszy zespół trójkolorowych reprezentowały takie znakomitości jak Dominik Tomczyk, Rashid Atkins, czy Oliver Stević. Teraz Wrocław stawia przede wszystkim na tradycje, ludzi związanych z dolnośląską koszykówką od wielu, wielu lat. I póki co to się opłaca. Dlatego ja jutro z całego serca będę kibicował Śląskowi. Bo Śląsk zasłużył nie tylko na to, aby znowu było o nim głośno. Śląsk zasłużył na dużo więcej.


A komu Wy będziecie kibicować? Kto według Was zwycięsko wyjdzie z tej wojny?