Fajnie jest na myśl, że Czarni wygrywają.
Jeszcze fajniej, że teoretycznie są liderami tabeli.
Niefajny jest za to styl tych wygranych.
Zresztą porażek także.
fot. Łukasz Capar, energa-czarni.pl
Mamy lidera, choć liderem nie jesteśmy. Co więcej, kiedy wszystkie drużyny zrównają się już ze sobą pod względem liczby rozegranych meczów, tabela ulegnie drastycznej zmianie. Najbardziej drastyczna będzie prawdopodobnie właśnie dla Czarnych, którzy będą musieli walczyć o pozostanie w pierwszej szóstce. Na chwilę obecną, kiedy podjęlibyśmy się analizy tabeli, słupski zespół jeszcze by się wybronił. Ale nikt nie wie, co będzie za kilka kolejek. Czy rzeczywistość nie okaże się zbyt brutalna? A może wręcz przeciwnie, będziemy świadkami odrodzenia? Póki co niestety nic nie wskazuje na to drugie. I smutny jest to obraz drużyny Mariusa Linartasa. A może smutny jest po prostu obraz samego trenera, który po raz kolejny - słusznie zresztą - znajduje się na cenzurowanym?
Doprawdy nie pamiętam, kiedy ostatni raz jakakolwiek wygrana była mi tak obojętna, jak ta wczorajsza. I nie ukrywam, piszę to z lekkim zawstydzeniem. Bardzo ciężko ogląda się takie mecze, jak ten z Kotwicą. Tym bardziej, że po raz kolejny gra żadnej z drużyn nie zachwycała. Choć patrząc po wyniku i przebiegu meczu powinno się odnieść wrażenie, że Kotwica zagrała całkiem przyzwoite zawody. W końcu przegrała z najlepszym zespołem ligi różnicą zaledwie czterech punktów. Ba - ten najlepszy zespół prawie pokonała. Odnoszę wrażenie, że piszę to z lekką ironią, choć wcale ironiczny być nie chcę.
O ile kibiców martwić może forma zespołu, o tyle integracja drużyny z kibicami jest naprawdę bardzo fajna. Piszę drużyny, choć w zasadzie na myśli mam raptem kilku zawodników.
I w tym miejscu chciałbym zachęcić do przeczytania bardzo mądrego
tekstu Rycha, który już dawno nic nie pisał, a pisze niezwykle inteligentnie. Co prawda nie ze wszystkim w tym tekście się zgodzę, ale jest on bardzo realistyczny, oddaje dość smutną sytuację, w jakiej obecnie się znajdujemy albo też znaleźć możemy. Słuszna refleksja. Polecam!
Wracając do wcześniej wspomnianej integracji.
Pomeczowe spotkania z kibicami stały się już tradycją. Nie zawsze na owych spotkaniach drużyna jest w komplecie, nie zawsze także owe spotkania są przez zawodników traktowane na poważnie. Są tacy, którzy zjawią się dosłownie na minutę - dosłownie - by owe przyjście tylko odbębnić. Jednak są i tacy, którzy przychodzą bo naprawdę chcą, a nawet jak nie chcą, to przyjdą i będą udawać, że im się chce. Bez wątpienia do takich koszykarzy należy trójka Tomaszek, Nicholson, Dabkus. Fantastyczne chłopaki! Wczorajszy wieczór był szczególnie wyjątkowy.
Na owych spotkaniach, oprócz zdobycia autografu czy zrobienia sobie zdjęcia, można także wiele sobie wyjaśnić. Można porozmawiać, podyskutować, pośmiać się. Zresztą do dyspozycji kibiców są nie tylko zawodnicy, często także pracownicy klubu. Ja wczoraj z owej okazji skorzystałem między innymi w przypadku Odeda Brandweina i Roberta Tomaszka.
Z Brandweinem, oprócz typowej pomeczowej pogawędki, zamieniłem także kilka zdań na temat gwizdów, które w trakcie meczu pojawiły się w jego stronę. Gwizdów absurdalnych! Można być niezadowolonym, złym, wściekłym, Można rzucać kurwami na prawo i lewo, ale opanujmy się. Jeżeli problemem jest tylko i wyłącznie słaba forma danego gracza, to owe gwizdy są zupełnie nie na miejscu. Wyobrażacie sobie jak podle w danym momencie musiał czuł się Izraelczyk? A uwierzcie, czuł się.
Z Tomaszkiem to już inna historia. Zapytać chciałem i zapytałem, choć obawy miałem. A zapytałem o to, co wśród wielu fanów wywołało nie małe rozczarowanie osobą Roberta. W zasadzie to odpowiedzi jako takiej nie uzyskałem, bo ten nieźle mnie zakręcił - facet dobry jest w te klocki - ale odczułem, że Robert zdaje sobie sprawę, iż jego wypowiedź była bardzo niefortunna. A zapytałem o wywiad po meczu z AZS-em. Na koniec sam z siebie zapewnił;
-Obiecuję, że w Słupsku skopiemy im tyłki! Dla kibiców.
I myślę, że to będzie najlepsze zakończenie dzisiejszego wpisu. Byle do przodu!
PS. A na wczorajszym meczu Stelmet Zielona Góra, najbliższy rywal Czarnych, miał swoich szpiegów. Ale za to jakich szpiegów :-)
fot. Łukasz Capar, energa-czarni.pl