wtorek, 19 marca 2013

Kibic kibicowi bratem

Na co dzień można się wzajemnie nienawidzić, publicznie obrażać i walczyć pomiędzy sobą. Jednak w chwilach, gdzie potrzebna jest jedność, solidarność oraz wzajemna pomoc, wszyscy kibice - bez względu na przynależność klubową - stają się jak jedna wielka rodzina. I to jest piękne w sporcie, piękne w byciu kibicem. Nie wszyscy to rozumieją, nie wszyscy mogą to akceptować. Bo kibicowanie to nie tylko doping i dobra zabawa, to radość i smutek, to styl życia.

Rankiem całą kibicowską Polską wstrząsnęła wiadomość o tragicznym wypadku, wracających z meczu, fanatyków Lechii Gdańsk. Dwie osoby nie żyją, kilkanaście wciąż pozostaje w szpitalu, w tym kilka jest w stanie ciężkim. Kibice z całej Polski (nie tylko piłki nożnej, także koszykówki) składają kondolencje, wyrazy współczucia i biegną z pomocą. A biegną do najbliższych punktów krwiodawstwa. Tak jest w Warszawie, tak jest w Gdańsku, tak jest w Gliwicach, tak jest w Krakowie, tak jest w Gdyni, tak jest we Włocławku, tak jest w Słupsku i wielu innych miastach Polski. Po raz kolejny ponad podziałami!

fot. Michał Fludra

Kibicowska jedność już nie raz dawała znać o sobie. Sam kiedyś miałem okazję uczestniczyć w tej jedności podczas jednego z wyjazdów, gdzie mieliśmy przykrą okazję uczestniczyć w wypadku, tuż przed naszym celem, jakim była wrocławska hala Orbita. O całej sytuacji pisałem tutaj.

Kibice potrafili się jednoczyć także w walce przeciwko Rządowi, który nie tylko, że zamykał im stadiony, ale od dłuższego czasu stosował względem nich coraz większą represję. Wspólne protesty bywały także w środowisku koszykarskim, gdzie kibice domagali się odejścia z PZKosz Romana Ludwiczuka.

Jedność powstawała także w celu dojścia prawdy i sprawiedliwości, tak jak to było przy okazji śmierci kibica Czarnych z 1998 roku czy - czternaście lat później - fanatyka Falubazu Zielona Góra.

Świadkiem jedności kibiców byliśmy także przy okazji śmierci Jana Pawła II, kiedy wrogo do siebie nastawieni fani Cracovii i Wisły, uczestniczyli we wspólnych mszach i pochodach.

Kibicowską jedność mogliśmy także oglądać przy okazji aresztu fanów Jagiellonii w Salonikach. To właśnie tam pięcioro z nich zostało zatrzymanych za "zakłócenie porządku publicznego", a grecki sąd ukarał ich aresztem. Wspólna akcja fanów pozwoliła zebrać wystarczającą kwotę na pomoc zatrzymanym w Grecji.

Natomiast kibice koszykówki ponad podziałami byli po pobiciu koszykarzy AZS-u Koszalin. Solidarność wyrażali między innymi po przez tego typu transparent:

fot. Łukasz Capar

Od wielu lat dwa niezwykle wrogo do siebie nastawione obozy kibicowskie. A jednak, wszelkie wzajemne niechęci w takich chwilach schodzą na dalszy plan. I właśnie to czyni sport oraz życie kibicowskie tak pięknymi.

Na podziękowania ze strony koszalińskiego klubu nie trzeba było długo czekać:


Informacje dla chcących oddać krew dla kibiców Lechii:

Krew możecie oddawać w miejscu Waszego zamieszkania. Ważne by podczas jej oddawania podkreślić, iż jest to krew dla kibiców poszkodowanych w wypadku autokaru.

Jak podaje przedstawiciel Lwów Północy osoby, które będą oddawały krew muszą podać, że oddają na: Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Bydgoszczy.

Aby oddać krew należy mieć ukończone 18 lat. Przy oddawaniu krwi bierzcie koniecznie pokwitowanie i przesyłajcie je do Stowarzyszenia Kibiców Lechii Gdańsk.

poniedziałek, 18 marca 2013

PLK wyciąga konsekwencje

AZS Koszalin w miniony piątek wysoko pokonał Kotwicę Kołobrzeg. Jednak jak się okazało mecz ten swój finał znalazł dopiero dziś, trzy dni po jego zakończeniu. A finał jest taki, że oficjalnie meczu nie było. Absurd?


Na pierwszy rzut oka mogłoby się tak wydawać. Ale piątkowe spotkanie ma swoje drugie dno. Wszystkiemu winni są Polacy, a w zasadzie jeden Polak. 

Sześciu - tyle zawodników posiadających polski paszport powinno być wpisanych do meczowego protokołu. Tymczasem okazało się, że Kotwica zdołała ich "uzbierać" tylko pięciu. A to wbrew regulaminowi ligi, który jasno mówi, że naruszenie właśnie tej Zasady Rozgrywania Meczów jednoznacznie wiążę się z przyznaniem walkowera drużynie przeciwnej. 

I tak też się stało. Sama sobie winna całej tej sytuacji może być Kotwica, która być może o owym przepisie po prostu zapomniała. Ale najbardziej absurdalnym jest fakt, że mimo jasnego regulaminu, spotkanie to w ogóle się odbyło. Do jego rozpoczęcia nie powinien dopuścić Komisarz Zawodów (był nim Wacław Woźniewski), który czuwa nad prawidłowym przebiegiem meczu i przestrzeganiem zasad jego rozegrania, określonych w przepisach PZKosz, PLK, Oficjalnych Przepisach Gry w Koszykówkę i innych powszechnie obowiązujących przepisach prawa. Nie powinien, ale dopuścił. Czyli zaniechał swoich obowiązków, w związku z czym powinien ponieść tego konsekwencje. A więc pytam Ligę, czy ta w ogóle zajmie w tej kwestii jakiekolwiek stanowisko. Odpowiedź, na przekór ostatnim artykułom prasowym, uzyskuję błyskawicznie. Jak brzmi?

Komisarz meczu AZS Koszalin - Kotwica Kołobrzeg został odsunięty od pracy w PLK

Liga wyciąga wnioski, ale i wyciąga konsekwencje. I to wobec swoich pracowników! To zaskoczenie. Jednak cała ta kompromitująca sytuacja po raz kolejny powoduje, iż kibice i dziennikarze zastanawiają się, po co w ogóle jest Komisarz Zawodów? Zwykle podczas meczu nie reaguje nawet wtedy, kiedy wie, że zareagować powinien. 

A czy PLK w jakikolwiek sposób kontroluje liczbę reakcji Komisarza Zawodów podczas meczów Tauron Basket Ligi, a także, czy zajmuje się oceną pracy Komisarza?

PLK organizuje, kontroluje i ocenia pracę komisarzy. Zajmuje się tym Wydział Sędziowsko-Komisarski PLK. Należy pamiętać, że komisarz nie jest czwartym sędzią na boisku. Podczas meczu zajmuje się nie tylko oceną sędziów, ale ma także wiele innych zadań organizacyjnych. 

Komisarz nie jest alfą i omegą, też się myli. A może to wszystko to po prostu wina tych wielu innych zadań organizacyjnych? O to już nie pytałem. Jednak reasumując: gratulacje dla PLK, która potrafiła zareagować na brak reakcji.

----------

https://twitter.com/sadowskikarol

niedziela, 17 marca 2013

Na kaca najlepsza jest praca

I doskonale wiedzieć o tym muszą koszykarze Stelmetu Zielona Góra. Przyznam się, że miałem nadzieję, iż będą oni mieli syndrom dnia poprzedniego. Wszak wszystko na to wskazywało, a i słupscy barmani mocno się o to starali (choć zapewne ich głównym celem była hojność owych graczy). Nie udało się. Syndrom może i był, ale starożytne przysłowie, które głosi, że na kaca najlepsza jest praca, jak najbardziej znalazło dziś swoje potwierdzenie. Może słupscy zawodnicy przy okazji czwartkowej wizyty we Włocławku także powinni pójść tym tropem? Bo dziś parkiet, mimo że w żadnych klubach widziani nie byli, chyba bardziej przypominał im tor przeszkód aniżeli boisko do gry.

fot. Łukasz Capar, gp24.pl

Jeżeli we własnej hali w szaleńczym tempie odrabia się prawie 20-punktową stratę, przy niemalże trzęsącej się Gryfii doprowadza się w decydującej części meczu do remisu, a następnie znowu daje się odskoczyć rywalowi na bezpieczną przewagę (choć ta kilkunasto punktowa także wydawał się być bezpieczną), to coś jest nie halo. Mnie jednak najbardziej dziś martwiła obrona. I to właśnie w tych kluczowych momentach. Bo zamiast wywoływać presję na całym boisku, słupscy zawodnicy pozwalali rywalom na spokojne przeprowadzenie piłki. Z czego to wynikało?  Z braku chęci? Ze zmęczenia? A może po prostu zawodziła wiara? Bo wątpię, aby była to taktyka Urlepa, speca od obrony.

Nie był to mecz wysokich lotów, ale wstydzić się koszykarze Energi Czarnych także nie mają czego. Zagrali kolejny przyzwoity mecz, choć kolejny raz przegrali zasłużenie. Wielkie słowa uznania należą się Rocky'mu Tric'owi, który postanowił, że pomimo czwartkowego urazu postara się pomóc kolegom z drużyny w odniesieniu zwycięstwa. Cieszy drugi już z rzędu bardzo dobry występ Michała Nowakowskiego, i jako takie przebudzenie Roberta Tomaszka. Choć wciąż jest cieniem samego siebie z początku sezonu. Cieszy także Oded Brandwein, który wciąż prezentuje wysoką formę oraz udowadnia, że zasługuje na miano pierwszego rozgrywającego słupskiej drużyny.

Jeżeli jednak spojrzeć w statystyki to nie jest za ciekawie. Kolejny raz dość wyraźnie przegrywamy na desce, a co gorsza, martwić może liczba asyst, których dziś było raptem dziewięć. Bo ze skutecznością wciąż jest nieźle. Napiszę, że jest nawet dobrze, choć na hali odnieść można było nieco inne wrażenie.

37 - tyle punktów trafił łącznie duet Ho-Ho

Teraz czas na Anwil. Miejmy nadzieję, że do trzech razy sztuka i tym razem uda się zwyciężyć. Zwyciężyć w dobry stylu. Zwyciężyć obroną, która ostatnio zawodzi najbardziej.

----------

Dzisiejszy mecz był trzecim w tym sezonie pojedynkiem Czarnych ze Stelmetem. Po raz trzeci wygrali zielonogórzanie. 

piątek, 15 marca 2013

Czarny czwartek

Około dwustu kibiców ze Słupska dopingowało w Gdyni koszykarzy Energi Czarnych. Na nic zdało się jednak ich wsparcie, Asseco Prokom wciąż zbyt silny dla słupszczan. Mistrzowie Polski wygrali 80:74.

Senny był to mecz, a przynajmniej jego pierwsza połowa. Tak jak mi przed rozpoczęciem spotkania przydałaby się duża kawa, tak podopiecznym Andreja Urlepa przynajmniej jej całe wiadro. 

Zimny prysznic spadł na słupskich zawodników. Prysznic, który z pewnością ochłodzi ich ostatnio rozgrzane głowy. Czarni zagrali dziś bardzo przeciętnie, nie wykorzystywali doborowych okazji, istnieli tylko zza linii 6.75 metra. Przegrali zasłużenie.

A Prokom? Przed jego graczami chylę czoła. Honorowi ludzie, którzy wiedzą jak ze sceny zejść niepokonanym. Za gdyńskich kibiców trzymam zaś kciuki w walce o ratunek dla ich ukochanego klubu. No właśnie, w walce. Jeżeli ktoś chciałby ich wesprzeć, wystarczy malusieńki gest. Jeden wirtualny podpis. O tutaj --> http://napomocapg.tk/index.php

Słówko jeszcze o tym, dlaczego nie lubię jeździć do Gdyni. Powodów jest kilka. Jednym z nich może być brak koszykarskiej atmosfery na hali, która jeżeli już jest, to wytwarzają ją zwykle kibice przyjezdni. Jednak najważniejszy powód jest taki, że jasna cholera mnie bierze, kiedy za każdym razem muszę być świadkiem żenującej postawy sędziów. Ich jednostronne "gdyńskie" gwizdki to już fatum polskiej koszykówki. I nie, Czarni nie przegrali przez arbitrów. Byłby to zdecydowanie za daleko wyciągnięty wniosek. Przegrali, bo byli drużyną słabszą. Ale z pewnością nie raz były im tego dnia podcinane skrzydła. I smutna to rzeczywistość, ale zdążyliśmy już do niej przywyknąć. Bez względu na to, kto by w Gdyni nie grał, mistrz to jest mistrz. 

I jeszcze o bezapelacyjnej akcji meczu, jak nie kolejki. I trochę o bezmyślności jej największego przegranego. 

fot. Łukasz Capar, gp24.pl

Tak właśnie wyglądał wsad, który poderwał z miejsc niemalże wszystkich miejscowych kibiców. Biegnącego sam na sam z koszem Rocky'ego Trice'a zablokował Mateusz Ponitka. Ale w tamtej chwili jeszcze nikt nie wiedział, że za chwilę kibice z przeciwnego obozu będą łapać się za głowy. Ze zmartwienia. A wydawać by się mogło, że wystarczyłoby skończyć akcję z góry...

fot. Łukasz Capar, gp24.pl

Najprawdopodobniej skręcona kostka. Przerwa to minimum dwa tygodnie. Jutro szczegółowe badania. 


A teraz bardzo zwięźle chciałbym przedstawić moje subiektywne oceny słupskich zawodników:

#4 Michał Nowakowski

Nie patrzy, gdzie rzuca. Po prostu to robi. I robi to świetnie! Ma tak znakomicie ułożoną rękę, że podziwiać można godzinami. Obrońcą jest słabym, ale w ataku daje naprawdę wiele. Niesamowicie dużo drzemie w nim potencjału, którego kompletnie nie potrafił wykorzystać Marius Linartas. Ale na szczęście Linartasa już dawno nie ma. Jest za to Andrej Urlep, który potencjał Michała zauważa, a co najważniejsze ufa swojemu podopiecznemu. A ten mu się odwdzięcza. Choćby takim meczem jak dziś. 

Moja ocena: 4-

#6 Roderick Trice

Największy pechowiec tego spotkania. Długo starano się mnie przekonać, że Trice to w Czarnych lepsza opcja aniżeli Bennerman. Dziś wiem już to na pewno. Trice to nie tylko lepsza opcja, Trice to kozak! To co wyprawia w ataku to mistrzostwo świata, a broni także całkiem nieźle. Teraz tylko życzyć zdrowia, bo to naprawdę poważne osłabienie dotychczas niezatapialnego statku Andreja Urlepa. 

Moja ocena: z przyczyn wiadomych nie podejmuje się

#7 Marcin Dutkiewicz 

Zielony, ach ten Zielony... No nie wyszedł ten mecz Marcinowi. Ale darujmy mu, jeszcze nie raz będzie naszym bohaterem. 

Moja ocena: 2 

#8 Todd Abernethy 

To już nie ten sam rozgrywający, co przed wyjazdem do Stanów Zjednoczonych. Trudno przypuszczać, jaki czynnik wpływa na tak słabą obecnie formę Amerykanina. Czy wciąż myślami jest gdzie indziej? A może po prostu nie leży mu rola zmiennika Brandweina? Niestety, ale dziś bardziej szkodził niż pomagał drużynie. Mimo to wciąż uważam go za świetnego playmerkera i z niecierpliwością czekam na jego przebudzenie! 

Moja ocena: 2

#10. Oded Brandwein 

Przed sezonem uważałem go za najsłabszy punkt w zespole. Zresztą ta opinia sprawdzała się w pierwszej części rozgrywek. Teraz śmiało można rzec, że Izraelczyk to najjaśniejszy i jeden z najważniejszych punktów słupskiego zespołu. Wciąż głowa trochę gorąca, ale kiedy trzeba potrafi wziąć ciężar gry na siebie. Dziś też chciał, ale nie do końca mu to wychodziło. Mimo wszystko dobry mecz w jego wykonaniu. 

Moja ocena: 4

#13 Mateusz Kostrzewski 

Nareszcie! Przyznam szczerze, że zacząłem już wątpić w jego przydatność do drużyny. Po dzisiejszym meczu "Kostek" udowodnił, że nie można go skreślać. Bardzo cenne trafienia z dystansu, a co najważniejsze - rzuty odważne. Oddane i trafione w momentach kluczowych. Szkoda, że nie pomogły w odniesieniu wygranej.

Moja ocena: 3+

#19 Valdas Dabkus 

Waldek to prawdziwy wojownik. Dlatego lubię, kiedy przebywa na parkiecie. Wtedy Czarne Pantery tak jakby walczyły z większą determinacją i zadziornością. Nie zawsze mu wychodzi, ale zawsze się stara. Dziś także starał się ze wszystkich sił, wychodziło średnio. 

Moja ocena: 3

#24 Robert Tomaszek 

Zdecydowany antybohater ostatnich tygodni. Długa dziś trwała dyskusja na jego temat. Większość uznała, że Robert spoczął na laurach, za szybko został wykreowany na Boga słupskiej koszykówki. Gra ostatnimi czasy fatalnie, wygląda, jakby jakoś mniej mu się chciało. Ale ja w to nie wierzę. Chce mu się na pewno. Tyle tylko, że chcieć a móc to dwie zupełnie inne rzeczy. A Robert ma zdecydowany spadek formy. W chwili obecnej bardziej pomaga drużynie siedząc na ławce aniżeli biegając po boisku. I dziś to było widać. Jednym słowem: katastrofa. 

Moja ocena: 2-

#25 Yemi Gadri-Nicholson

Trudno wygrywać mecze, kiedy największa gwiazda i siła zespołu zupełnie nie istnieje. A największa pociecha słupskich fanów, jaką bez wątpienia jest Nicholson, dziś dała ciała na całego. To nie był ten podkoszowy terminator, który dotychczas połykał rywali niemalże w całości. Fatalnie na deskach, kiepsko w ataku, jeszcze gorzej w obronie.

Moja ocena: 2

#32 Levi Knutson 

Można rzec, że Knutson swoje zrobił. Trzy trójki trafił. Ale nie na rutach z dystansu kończy się koszykówka. I to jest największa wada Amerykanina. To także było dziś widać. 

Moja ocena: 3-


Za największy plus wczorajszego już pojedynku można uznać znakomitą formę Czarnych, jeżeli chodzi o poczynania zza linii 6.75. metra. 14 trafionych rzutów z dystansu na 28 oddanych to ich najlepszy wynik w sezonie. Brawo!

Spokojnej nocy ;)

środa, 13 marca 2013

Stelmet zapadł się pod ziemię

"Anwil wygrywa w Zielonej Górze" - taki tytuł relacji z meczu otwierającego II etap rozgrywek TBL zafundowała nam oficjalna strona ligi. Nie, Anwil nie wygrał w Zielonej Górze. Anwil zmiażdżył. Zdeklasował. Skompromitował. Przyćmił idącą na mistrza Zieloną Górę. 

fot. fot. Sebastian Rzepiel

Można odnieść wrażenie, że koszykarze Stelmetu byli dziś myślami na Placu Św. Piotra, bo w spotkaniu przeciwko Anwilowi zdecydowanie nie wyglądali na drużynę, która co kolejkę zasługiwałaby na oglądanie jej w telewizji. A może po prostu spieszyli się na Ligę Mistrzów? No chyba, że ma to być kara dla kibiców, za ostatnio mnóstwo nieprzychylnych komentarzy w stronę zielonogórskiej ekipy.

Włocławianie obalili dziś wszelkie mity, jakoby podopieczni Mihailo Uvalina mieliby być murowanym kandydatem do potocznego "misia". Zagrali koncertowo. A Stelmet? Na miejscu Uvalina zapadłbym się pod ziemię. To samo radziłbym dyr. Romańskiemu, któremu 7 transmisji z meczów brązowych medalistów poprzedniego sezonu TBL, odbija się pewnie teraz czkawką. I bardzo dobrze!

Tym razem kuriozalnych tłumaczeń, tak kompromitującej postawy Stelmetu, szukać będzie Mihailo Uvalinovi na próżno. Wszak nawet na sędziów zgonić będzie nie łatwo. A może Polacy? Nie, też nie. W końcu swoje zrobili, 7 punktów rzucili. Aż 7 punktów. 

Kwintesencją tych wydarzeń niech więc będzie owacja zielonogórskich fanów po jedynych w meczu punktach Milosa Lopicicia, który pewnie sam nie wie, co tak naprawdę robi w Zielonej Górze (ale czy ktoś to w ogóle wie?). Poczułem się po nich, jakbym właśnie co był w słupskiej Gryfii, która oklaskuje debiutującego na parkiecie 16-letniego Wojtka Jakubiaka. 

3 - tyle rzutów za trzy punkty trafili koszykarze Stelmetu (3/20, 15%). 
5 - tyle fauli w niespełna 15 minut gry popełnił Mantas Cesnauskis. 
11 - tyle zbiórek zanotował Dejan Borovnjak.
13 - tyle asyst zanotował Krzysztof Szubarga. Tyle samo mieli także na koncie...wszyscy zawodnicy Stelmetu. 
15 - tyle rzutów z gry wykonał Walter Hodge, trafił 8 z nich. 
16 - tyle punktów rzucił  Tony Weeden w drugiej połowie meczu.
90 - tyle minut spędzili łącznie na parkiecie wszyscy Polacy grający w Stelmecie. Zdobyli w sumie...7 punktów. 

Na co tak naprawdę stać ekipę Uvalina przekonać się będziemy mogli pewnie już w niedzielę, kiedy to Stelmet pojedzie na mecz do Słupska. Słupska, który jutro wyjeżdża do Gdyni. Gdyni, która się rozpada, a jutrzejszy mecz z Czarnymi będzie dla jej głównych sterników meczem pożegnalnym. Jak się zaprezentują? Jeżeli za transmisję z meczu zapłacicie, to mecz zobaczycie. A jak płacić nie chcecie, to zapraszam na relację do mnie. Niedługo po zakończonym spotkaniu.

Tymczasem zapraszam także na moją świeżo upieczoną twitterowską pieczeń. Tam będę bywał dużo częściej --> https://twitter.com/sadowskikarol

wtorek, 12 marca 2013

Którzy koszykarze i które kluby rządzą na Facebooku? Vol.2

Podobnie jak rok temu postanowiłem sprawdzić, którzy koszykarze, na co dzień grający w Taruon Basket Lidze, rządzą fejsbukiem. Tym razem przedstawiam także ranking drużyn.

W ubiegłym roku bezkonkurencyjni okazali się Donatas Motiejunas, Darnell Hinson i Jerel Blasingame. Co ciekawe trzynastu najwyżej sklasyfikowanych zawodników z ubiegłego sezonu, obecnie nie występuje już na parkietach polskiej ligi koszykówki.

W trwających rozgrywkach swój fanpage na fejsbuku posiada tylko szesnastu zawodników.

Tym razem wszystkich zdeklasował Rasid Mahalbasic z Asseco Prokomu Gdynia, który posiada aż 1.844 fanów. Na podium znaleźli się także Ty Walker z Kotwicy Kołobrzeg oraz Ronald Dorsey z Rosy Radom.

1. Rasid Mahalbasic - 1.844 fanów
fot. Mariusz Mazurczak, asseco-prokom.pl

2. Ty Walker - 887 fanów
fot. Mateusz Papliński

3. Ronald Dorsey - 749 fanów


RANKING KOSZYKARZY:

  1. Rasid Mahalbasic, Asseco Prokom Gdynia - 1.844 fanów
  2. Ty Walker, Kotwica Kołobrzeg - 887 fanów
  3. Ronald Dorsey, Rosa Radom - 749 fanów
  4. Kurt Looby, Trefl Sopot - 516 fanów
  5. Marcus Ginyard, Anwil Włocławek - 510 fanów
  6. Mateusz Ponitka, Asseco Prokom Gdynia - 483 fanów
  7. Nic Wise, Rosa Radom - 425 fanów
  8. Filip Dylewicz, Trefl Sopot - 417 fanów
  9. Jawan Carter, Polpharma Starogard Gdański - 346 fanów 
  10. Adam Hrycaniuk, Asseco Prokom Gdynia - 309 fanów
  11. Yemi Gadri-Nicholson, Energa Czarni Słupsk - 262 fanów
  12. Damian Kulig, PGE Turów Zgorzelec - 247 fanów
  13. Rob Jones, AZS Koszalin - 202 fanów 
  14. Slavisa Bogavac, Rosa Radom - 195 fanów
  15. Tomasz Śnieg, Asseco Prokom Gdynia - 145 fanów
  16. Kacper Radwański, Polpharma Starogard Gdański - 52 fanów

RANKING DRUŻYN:

1. ASSECO PROKOM GDYNIA - 8.710 fanów

2. ENERGA CZARNI SŁUPSK - 5.129 fanów

3. ANWIL WŁOCŁAWEK - 4.812 fanów


*Klub koszykarski Jezioro Tarnobrzeg nie posiada oficjalnego konta na Facebooku