poniedziałek, 22 stycznia 2018

Ratujcie się sami - powiedział Prezydent

Prezydent Słupska Robert Biedroń w dniu dzisiejszym ostatecznie podjął decyzję o odrzuceniu przyjętej niedawno przez Radę Miasta Słupsk uchwały dotyczącej udzielania pomocy koszykarskiemu klubowi Czarni Słupsk. Powód? Brak możliwości prawnej. Skutki? Los Czarnych coraz bardziej wydaje się być przesądzony. Dogranie sezonu będzie sukcesem. Klub, z prawie dwudziestoletnim stażem w ekstraklasie, najprawdopodobniej zniknie z koszykarskiej mapy Polski. 



Chciałbym w tym miejscu przytoczyć list, który dwa tygodnie temu za pośrednictwem mediów społecznościowych wystosowałem do Roberta Biedronia. Prezydent jeszcze w pierwszej godzinie zdążył go usunąć, ale postanowiłem go opublikować na swojej tablicy. W późniejszych dniach, na prośbę Głosu Pomorza, został on także opublikowany w papierowym wydaniu gazety oraz na gp24.pl


Panie Prezydencie! (Nie bawmy się w uprzejmości)

Trzy lata temu z dumą (tak myślę) odbierał Pan na środku parkietu, wśród prawie trzech tysięcy wiwatujących słupszczan (tyle samo podpisało niedawno dostarczoną Panu petycję z prośbą o wsparcie tegoż Klubu), brązowy medal ekstraklasy koszykarzy. Wcześniej wielokrotnie zasiadał Pan na trybunach hali Gryfia jako gospodarz miasta Słupsk, który zespół Czarnych reprezentuje w ekstraklasie bez przerwy od 19 lat. Reprezentuje z wielkimi sukcesami. Nie wiem, czy Pan wie, ale Czarni to jedna z trzech najbardziej utytułowanych drużyn grających obecnie w ekstraklasie, a także druga najdłużej w niej grająca. Oprócz tego medalu, który tego pamiętnego dnia zawisł na Pana szyi, zdobyliśmy ich jeszcze trzy. Pierwszy w 2006 roku. To właśnie wtedy, wówczas jako 12-letni chłopak, pierwszy raz poszedłem na mecz koszykówki. Wychowywałem się na niezbyt ciekawej ulicy - pewnie Pan kojarzy rejony Mickiewicza, Reymonta, Prusa etc. Na każdym kroku może Pan zobaczyć 15-latków (a nawet młodszych!) zaciągających się papierosem, popijających piwo i rzucających na prawo i lewo „kurwami”. Oczywiście, choć może dla wielu moich znajomych byłby to szok, ja też taki byłem. Ale była pewna odskocznia, która przerodziła się w pasję, a wtedy nawet sens życia. To była właśnie koszykówka. Zaczęło się niewinnie. Sąsiad mój serdeczny, pracownik Klubu, biletów miał chyba aż nadto. Bo ciągle mnie nimi częstował, a zarazem zachęcał. Bym poszedł, zobaczył, a nóż widelec mi się spodoba? A może po prostu chciał, abym oderwał się od tej rzeczywistości podwórka, o którym piszę? Może pomyślał: przecież ty taki nie jesteś? No nic, spróbowałem. Pamiętam, że do tej pory na meczu koszykówki byłem tylko raz, jeszcze za czasów Taylora czy Shammgoda (i tak pewnie te nazwiska nic Panu nie powiedzą). Brat mnie zabrał. W trakcie pojedynku okazało się jednak, że przez cały czas kibicowałem rywalom, będąc pewnym, że to nasi. Nie spodobało mi się. Z uprzejmości Sąsiada jednak skorzystałem. Chyba trafiłem na piekielne ważne spotkanie, bo będąc dobrych kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem meczu, hala była już niemal zapełniona. To było coś! Atmosfera Gryfii pochłonęła mnie całego. To była miłość od pierwszego wejrzenia. No dobrze, bądźmy skrupulatni, drugiego. Miłość do koszykówki, która z tygodnia na tydzień przeradzała się w kolejną miłość, jeszcze większą od poprzedniej. Miłość do Czarnych.

Może Pan nie wie, ale to właśnie Czarni dali mi możliwość poznania wielu wspaniałych ludzi: przyjaciół, znajomych, autorytety. Osoby to nadzwyczajne. Ludzie, którzy tak jak ja, stracili dla tego Klubu głowę. Ten pozwolił nam marzyć, a co najważniejsze, pozwolił uwierzyć, że marzenia się spełniają. Tak, wówczas nie marzyliśmy o wakacjach w Malezji, wówczas marzyliśmy o tych wszystkich medalach, których z roku na rok przybywało.


To koszykówka pokazała mi, iż ludzie potrafią się ze sobą jednoczyć, wzajemnie wspierać, wspólnie przeżywać wzloty i upadki. Utrwaliła mnie w przekonaniu, że jeżeli ma się w życiu cel, to ze wszystkich sił trzeba dążyć do jego realizacji. Nauczyła cierpliwości (jako tako) i pokory.


Tak jak Pan, Panie Robercie, jest Pan uzależniony od pokazywania się w telewizji, tak my byliśmy i większość z nas do dziś uzależniona jest od „pokazywania” się w hali Gryfia. Tylko tam nie ma nic pod publikę. Tam wszystko jest autentyczne. Emocje, rywalizacja, przyjaźnie.


Do sedna - przyzwyczaiłem się, że politycy to hipokryci. Każdy, bez wyjątku, również Pan. Jednak to właśnie Pana uważałem zawsze za najmniejszego hipokrytę wśród wszystkich. Wbrew pozorom to komplement, panie Prezydencie. Każdy zaś wie, że ma Pan parcie na szkło. Nie można tego było powiedzieć o Pana poprzedniku, choć przynajmniej w jego przypadku, zasiadanie na trybunach Gryfii i wspieranie Klubu zawsze wydawało się autentyczne. Jak to jest, proszę mi powiedzieć - uśmiechać się do kamery, wrzucać zdjęcia z medalem, pisać „My”, a potem wypiąć się na to wszystko? Tutaj już nie chodzi tylko o ratowanie marki Słupska, ale o ludzi, jego mieszkańców, a w większości Pana wyborców. Dwa tysiące. Średnio tyle osób przychodzi na mecz koszykówki w Słupsku. Jeszcze niedawno, dla przypomnienia, nie kupiłby Pan biletu w dniu jego rozgrywania. Powie Pan - ale przecież koszykówka to też biznes. Tak. Zgodzę się. Ale to biznes na którym wszyscy korzystają - miasto i jego mieszkańcy także. Ojców sukcesu jest wiele, panie Prezydencie, ale porażka jest sierotą. Mówił Pan - będę Was słuchać. Nie słyszy Pan tych głosów? Głosów rozpaczy setek Pana wyborców, próśb tysiąca mieszkańców o ratowanie czegoś, co stanowi ich część życia. Czegoś, co jest ich milionem wspomnień. Jestem strasznie zawiedziony Pana postawą i oburzony podejściem Pana zastępczyni, przecież takiej miłośniczki sportu. Jakby Pan czuł się, gdyby stracił teraz coś, co stanowi dla Pana, w wielu przypadkach od kilkunastu a nawet kilkudziesięciu lat, nieodłączny element życia? Tak właśnie czuje się teraz kilka tysięcy osób, które od dłuższego czasu apelują do Pana o wsparcie Czarnych.


Oglądałem wczorajsze nadzwyczajne posiedzenie Rady Miasta (Pan pewnie moczył wówczas nogi w oceanie) i muszę Panu przyznać, że mimo wszystko z zażenowaniem obserwowałem fakt, jak bardzo w większości była to dyskusja pozbawiona jakichkolwiek szczerych emocji ze strony Pana reprezentantów i choć jej ostateczne rozstrzygnięcie dało jeszcze iskierkę nadziei to muszę się zgodzić z panem Prezesem Twardowskim - ja także nie widzę autentycznej woli do zaangażowania się w klub ze strony włodarzy miasta. Jeśli tak jest - oby to Państwu odbiło się czkawką. W tym roku albo w 2020.


Do moich żalów załączam zdjęcie - zrobił je Łukasz Capar, a był 3 czerwca 2015 roku. Tak, panie Prezydencie, to Pan. Pan dumnie unoszący zdobyty tego dnia brązowy medal Mistrzostw Polski. Był Pan wówczas niedawno wybranym nowym Prezydentem Miasta, a wybranym między innymi dzięki głosom ludzi, do których ten medal Pan wznosi. Między innymi właśnie mnie. Chciałbym Panu jeszcze przekazać, że nie wstydzę się tego wyboru, bo uważam, że zrobił Pan dla Słupska bardzo wiele dobrego, ale będę się wstydził jeżeli pozwoli Pan temu tonącemu statkowi utonąć na długie lata… Panie Prezydencie, nie idzie Pan tą drogą.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz