Bo nie taką drużynę chciałem oglądać.
Nie w takim meczu chciałem uczestniczyć.
I tak, wyleję swoje żale.
fot. Jacek Imiołek
Nie widziałem walki. Nie widziałem zaangażowania. A przede wszystkim nie widziałem determinacji. Takiej, jak choćby przy okazji ubiegłorocznych derbów, w których to przegrywając w trzeciej kwarcie różnicą ponad dwudziestu punktów, słupszczanie doszli i zwyciężyli odwiecznego rywala. Wtedy jednak wiedziano, czym są dla kibiców spotkania z AZS-em. Czy wczoraj oby na pewno każdy z zawodników Energi Czarnych Słupsk przystąpił do starcia z Koszalinem w sposób wyjątkowy, szczególny, z maksymalną mobilizacją i chęcią zwycięstwa? Dla klubu, dla miasta, ale przede wszystkim dla kibiców. Swoich kibiców.
Tych samych, którzy poświęcili swój czas, pieniądze, swój zapał i energię, by na mecz dotrzeć i swoją drużynę z całych sił dopingować. Tych samych, którzy w zamian dostali bardzo dobrą grę w pierwszej połowie i totalny blamaż w kolejnych dwóch kwartach. Kwartach oddanych bez większej walki.
I to najbardziej boli.
Jasnym i oczywistym jest fakt, że nie można wrzucić wszystkich do jednego worka. Że nie każdy zasługuje na słowa krytyki, że nie każdy zaprezentował się w tak kiepskim stylu, że nie każdy ten mecz mógł potraktować w myśl zasady 'jak każdy inny'.
Widziałem zaangażowanie Marcina Dutkiewicza, który czym są słupsko-koszalińskie derby wie najlepiej. I ja też wiem, że mu zależało. Widziałem jak sam z sobą walczy Robert Tomaszek, którego słabsza dyspozycja ma swoje usprawiedliwienia. Widziałem cholernie ambitnego Valdasa Dabkusa, który po zakończonym meczu nie miał ochoty na przybijanie piątek ani z zawodnikami AZS-u, ani ze swoimi kolegami z drużyny, ani z kibicami. Widziałem walczącego o każdą bezpańską piłkę Yemiego Nicholsona. Mu także zależało. Gdzie była reszta, łącznie z zupełnie pogubionym tego dnia trenerem?
Miała być huczna zabawa, szampany, tańce. Było jednak i wciąż jest rozczarowanie, smutek, żal. Tym bardziej, że 'bez względu na wynik meczu' drużyna miała spojrzeć w oczy kibicom. Miało być pomeczowe spotkanie, rozmowa. Wszystko jedno w jakim nastroju. Ostatecznie zawodnicy przyjechali, tyle że wcześniej zdążono już powiadomić kibiców, iż wszystko jest odwołane. Kiedy nagle ktoś ogłosił, że koszykarze jednak się zjawili, szybko obrono kierunek MK Bowling. Grupa około trzydziestu kibiców zjawiła się w nieco ponad pół godziny od przyjazdu drużyny do Słupska. Zaznaczam - do Słupska, nie do miejsca, gdzie do owego spotkania miało dojść. Zawodników już nie było.
Kibice - głowa do góry. My mamy prawo czuć się zwycięzcami!
fot. Mariusz Rodziewicz, gk24.pl
fot. energa-czarni.pl
fot. energa-czarni.pl
CDN.
zgadzam się niestety, nie kiażdy pokazał walkę
OdpowiedzUsuń