fot. Wojceich Figurski
Taki przebieg wydarzeń zauważył Wojciech Kamiński, szkoleniowiec Rosy Radom, z którym miałem przyjemność rozmawiać w minionym tygodniu. I tak naprawdę wszystko, co mówił były trener m.in. Polpharmy Starogard Gdański czy Polonii Warszawa, dążyło do jednego - Czarni bez Abernethy'ego nie istnieją. I uwaga - zauważa to osoba, która ze słupską koszykówką nie jest związana praktycznie w żaden sposób.
"Bez niego gra Energi Czarnych wygląda o jakieś 80 procent gorzej. Najlepiej widać to podczas jego absencji, zresztą przecież to właśnie od jego kontuzji zaczęła się ta fatalna passa słupszczan. Jeżeli on gra dużo i gra dobrze, to Czarnym idzie zdecydowanie lepiej. Kiedy jego nie ma, zespół praktycznie nie istnieje."
Pamiętam, jak w jednym z przedsezonowych wpisów, porównywałem Abernethy'ego do jego poprzednika Stanley'a Burrella.
Czwartek, 27 września 2012 rok
Czarni po złoto!
Todd Abernethy > Stanley Burrell
Dwie zupełnie inne osobowości, zarówno na boisku, jak i poza nim. Burrell najsilniejszą bronią drużyny okazał się w najważniejszej części sezonu. Wówczas jednak nie miał wsparcia ze strony kolegów, z którymi najzwyczajniej w świecie nie potrafił się dogadać. Na parkiecie także głównie myślał o sobie, choć czasami wychodziło mu to naprawdę świetnie. Abernethy póki co sprawia wrażenie zupełnie innego typu zawodnika. Głównie myślącego o drużynie; nie o tym, by samemu zdobyć jak najwięcej punktów, ale o tym, by jak najwięcej punktów zdobyli jego koledzy. Według większości fanów stawiany w obliczu przeciętnego rozgrywającego. Osobiście mam w tej kwestii zupełnie odmienne zdanie, gdyż uważam, że Abernethy spokojnie może stać się jednym z liderów zespołu, jak i objawieniem Tauron Basket Ligi. Myślący, zwinny, szybki, dynamiczny, zajdzie daleko.
Wielu owa ocena zaskoczyła. Były i głosy wprost naśmiewające się z niej. Jednak ja od początku sezonu twardo obstawałem przy swoim zdaniu, iż z Amerykanina to kawał solidnego gracza. Zupełnie inne zdanie miałem natomiast na temat Yemi'ego Nicholsona, którego uważałem za największą pomyłkę w zespole. Teraz mogę tylko puknąć się w głowę! Gdzie w chwili obecnej byliby Czarni, gdyby nie on. Gdyby nie ten duet.
Nie byłem także zbyt optymistycznie nastawiony do osoby Odeda Brandweina. Jak się teraz okazuje, były to prognozy uzasadnione. I nawet biorąc pod uwagę przyjście do zespołu ciekawie zapowiadającego się Trice'a, śmiało możemy stwierdzić, iż Czarni mają problem. Bo na ewentualnego zastępce Abernethy'ego pieniędzy ponoć nie ma.
A Abernethy dawał nie tylko gwarancję przemyślanej koszykówki, spokoju i opanowania, ale także stałą liczbę asyst, której tak bardzo w chwili obecnej brakuje zespołowi. Brandwein to tak jakby jego przeciwieństwo; najpierw robi, potem myśli. I zwykle traci na tym zespół.
Jednak już niejednokrotnie Izraelczyk pokazał, że w koszykówkę grać potrafi. Natomiast jego problem może leżeć zupełnie gdzie indziej...
fot. Łukasz Capar/Głos Pomorza/gp24.pl
to ostatnie zdjęcie mnie przeraża...
OdpowiedzUsuńmistrzowskie zakonczenie, aluzja iście trafiona!
OdpowiedzUsuńa Toddowi życzymy szybkiego powrotu do zdrowia
ale kaszana :(
OdpowiedzUsuń